» Pon gru 15, 2008 15:56
biedny slodziak :'(
pamietam jak bylam mala i z siostra bylysmy na wakacjach, szlysmy na zakupy i nagle podszedl do nas czarny kilkumiesieczny kocio, przymilal sie a my go glaskalysmy, w pewnym momencie sie odwrocil i chcial przejsc przez ulice, wbiegl na nia spokojnym truchtem... wprost pod kola takiego samego ladnego, srebrnego samochodu, doslownie 5 metrow od nas, przejechal po kocie przednim i tylnim kolem, nawet nie zwolnil, nie zatrzymal sie, odjechal sobie jak gdyby nigdy nic. kocio jeszcze zyl, lezal na boku i tylko podrywal glowke, wzielysmy go z siostra na trawnik kolo chodnika i stalysmy nad nim i ryczalysmy, a potem siostra powiedziala, ze juz nic nie mozemy zrobic i poszlysmy dalej. gdy wracalysmy kotek nie zyl. od 10 lat jak mi sie to przypomina, to mi sie ryczec chce i nie moge sobie wybaczyc, ze go tak zostawilysmy. nie wiem jakbym sie teraz zachowala w takim przypadku. dlatego, mamucik, podziwiam cie za zachowanie zimnej krwi.