» Pon paź 01, 2007 23:13
Trini zadomowiła się w lecznicy i chyba biedna myśli, że to jej dom. Na początku, kiedy robiłyśmy jakieś operacje lub zabiegi, to dziwowała się i podglądała ile wlezie. A teraz to krew się może lać, flaki na wierzchu, a Trini śpi w swoim pudełku brzuchem do góry. No prawdziwy kot weterynarzy!
Koteczka jest bardzo kochana. Kiedy przebywa w pomieszczeniu z psem, to jeśli pies jej nie atakuje, to jest spokojna. Chodzi wkoło niego i z zaciekawieniem go wącha swoim cudnym różowym nochalkiem. Na koty syczy. Ale myślę, ze to dlatego, ze ona myśli, ze jest u siebie. dopóki kot jest w drugim gabinecie, jest absolutnie tolerowany. Kiedy chce wejść do "jej" gabinetu, to Trini syczy. Myślę, że na podstawie takiego zachowania nie można powiedzieć, ze ona się boi czy nie lubi innych kotów. Możliwe, ze w nowym domu posyczałaby trochę na drugiego kota, ale z czasem mogłaby między nimi zapanowac miłość. Kiedy do Trini zostały wpuszczone dwa 4 miesięczne kociaki, to trochę pogadała, a potem siedziała spokojnie i obserwowała szalejące maluchy.
Ona bardzo potrzebuje swojego domku. Kidy przychodzę rano do pracy, to niunia pędzi do mnie i miauczy i żali się na swoją samotność. Potem przytula się i ociera. Kiedy włączam komputer, to mała wskakuje na biurko i wędruje po nim tam i spowrotem ocierając się o mnie i strzelając mi baranki. Każdy kto przychodzi do lecznicy bardzo się nią zachwyca - jej wyglądem a potem jej charakterem, bo Trini pod koniec każdej wizyty, kiedy siedzimy z właścicielem zwierzęcia przy biurku, wskakuje na nie i wdzięczy się do każdego pchając mu się na kolanka i strzelając baranki. Każdy się nią zachwyca, ale nikt jej nie może adoptować...