Aniu,najpierw spróbuj tam pójsc z córką,ale NIE WCHODŹ DO MIESZKANIA ABSOLUTNIE

nawet jak Ciebie zaproszą...rozmawiaj przed domem i nie stój na schodach.Wiele lat temu zostałam zaproszona z mezem i dziewczynka +kurator sadowy do domu jej ojca po dokumenty..."na słowo"zostałam pobita,facet piłe odpalił i chciał nas zabić.Niestety według prawa "wtargnelismy na jego teren i on sie bronił

"
Dlatego nie wchodź tam ...
Jesli nie będą chcieli z Toba rozmawiac ,wtedy daj im list....idac tam zabierz ze soba jedzonko dla kotów i zapytaj państwa :czy sa głodni i czy mozesz jakos IM pomóc.(jesli masz chcleb,kawałek wedliny to mozesz ich wspomóc...)Powiedz,ze dowiedziałas sie o ich trudnej sytuacji ...na pewno to moze tylko pomóc...
Potem mozesz powiedziec,ze od lat zajmujesz sie kotami i widziałas koty w oknie jakie według Twojej oceny wymagaja natychmiastowej pomocy i taka chcesz zaoferować.Wzia koty do lecznicy i jesli pańswto się zgodza je oddac to je wexmiesz i znajdziesz im dom,bo juz jest ktos kto je chce."Dla państwa będzie to trudna decyzja,ale na pewno jestescie państwo wrazliwymi ludxmi i chcecie dla tych kotów jak najlepiej"...cos w tym stylu..
Wiele lat temu miałam taka sytuacje z psem u takiego pana,który trzymał go na 30cm łańcuchu-tak..piesek stał z głowa przy budzie i srał pod siebie.Ten człowiek zabijał koty jak sie rodziły rozdeptujac je butem..jeden ocalał i jest u mnie DRAPAK...Oczywiście chcodziłam tam,tłumaczyłam i sprzedał mi psa,pod warunkiem ,ze pies będzie u mnie...No i tak tez się stało...Mieszkał z nami kilka lat,miał raka z przerzutami,nic nie dało się zrobic.Oczywiscie kotke wysterylizowałam za "flaszkę",zyje z nim do tej pory...
Tacy ludzie tez maja sumienie,czasami zostaja im tylko zwierzaki,więc ich pilnują...Nie wiem,ja bym starała się im wytłumaczyć ,ale róznie to bywa.Moge ew.pomóc tylko "radzac"cos na odległosc,gdybym mieszkała blizej na pewno bym Ci Ania pomogła tam pójść..
Kotów na tymczas nie wezme z wiadomych powodów...z peiniedzmi tez krucho u mnie...tyle,że "pogadałam "trochę
Co do rozdzielenia zwierzaków,to niestety nie zgodze sie z faktem,ze "jeden tu,drugi tam".Nie wiecie,czy koty nie sa ze soba zżyte...ja wierzę w przyjaźń "do grobowej deski"taka miałam u siebie-umarła kotka na białaczke ,a jej kolezanka niestety po 2 tygodniach też..z żalu...Sikała na miejsce gdzie razem spały,przestała jesc,dostawała leki ,nic...
To trzeba dobrze przemyśleć nim się coś zrobi i POWIE