piotr568 pisze:To może, jeśli ona jest "inna", to może dała by się potem przekonać że ten kotek to już taki był "wybrakowany"...
"no widzi pani, kochana, co oni z tą pamięcią w tych szpitalach robią, już nawet koteczka swojego pani nie pamięta ..."
Piotrze, nie jestem fachowcem od głowy, ale zaburzenia psychiczne raczej rzadko idą w parze z niepełnosprawnością umysłową...
W pierwszej chwili też pomyślałam, że ciachnę i potem się będę tłumaczyć - bo co mi zrobi? Pozwie? Niech pozywa

Ale po głębszym namyśle - efekt może być kompletnie nieprzewidywalny, zarówno dla kota, jak i dla tej pani. I nie chcę go sprawdzać, chyba że w ostateczności
Poza tym szczerze mówiąc, nie widzę powodu żeby w tego kota inwestować na kastrację. Tak naprawdę te jego nieszczęsne jaja szkodzą tylko jemu i to w tej konkretnej sytuacji. Dzieci nie narobi - jest z pewnością kotem niewychodzącym, widać to po nim. A wiadomo, że kasy brak na wszystko

Spróbuję panią przekonać, że na przyszłość warto to zrobić, ale to będzie jej decyzja i za jej kasę. Ewentualnie można będzie jej pomóc, jeśli będzie taka potrzeba, ale za jej zgodą.
piotr568 pisze:edit: kocurzyca, a ile jest takich spraw, które nie mają tak szczęśliwego zakończenia, kiedy nie znajdzie się nikt kto w takiej sytuacji pomyśli także o zwierzaku, nie tylko o człowieku

Takich spraw jest aż nadto - wtedy za parę dni się komuś (sąsiadom/dzieciom/znajomym) przypomina o zwierzaku i po interwencji albo jest już za późno, albo zwierzę w majestacie prawa ląduje w schronisku, tyle że już wygłodzone i chore
Ja do tej pory byłam przekonana, że w takich sytuacjach (ciężka choroba, konieczność hospitalizacji jedynego opiekuna) schroniska przyjmują zwierzęta mające właściciela. Jak widać się myliłam. A problem jest faktycznie niemały
