sprawa jest skomplikowana ze wszech miar.... pomyliłam watki, bo późno było jak wróciłam.... przekopiuję....
rozmawiałyśmy 3 godziny...byłam z nia w miejscu w którym karmi koty....w jakiejs szopie... tam jest 9 maluchów (4-5 tyg) i tylko jeden jest zdrowy, reszta ma kk...... ona jak wspominałąm 2 dni temu znalazła na śmietniku 3 małe kociaki jeszcze są
zdrowe...
rozmawiałam z nia na wszelki mozliwy sposób... najpierw wytyczajac argumenty wszelakie czemu by było dla niego lepiej ... dla nich lepiej gdyby je w części oddac do fundacji , do adopcji..... ona sie ciągle zaklinała że jej sa winni takie pieniadze ,że jak ona by dostała choc 1/5 tego to te koty odseparuje, przebada, itd. .... ona jest tak przekonana że musi się jej udać odzyskac pieniądze które straciłą (ok 150 tys!) jeszcze przed rokiem 1990 że trudno było z nia rozmawiac o tym, że ktoś zapewni tym jej kotom dobre życie...bo ona wierzy że sama zapewni..... troche to sprzeczne bo przeciez ona juz ledwo co ciągnie...widac ze rozstanie z tymi kotami które ma wdomu to dla niej niewyobrażalne
co do Bidulka.... ja wczesniej nie zaskoczyłam....myślałam ż eon jest młody.. a on ma 8 lat...ta łape jest w takim stanie od prawie 2 lat : ( jednak teraz rozumiem....ona sobie zupełnie nie wyobraza żeby oddac tego kota (inne jeszcze moze by sie dało szybciej, ale do tego jest szczgólnie przywiązana), i rozumiem że jeśli jego widok przez tak długi czas-2lat nie zaswiecił w jej głowie światełka "że tak nie moze egzystowac" to teraz dla niej zupęłnie nie zrozumiała jest ta "wieka odsiecz" dla tego konkretnego kota, kiedy ona i cała reszta tez potrzebuja pomocy....tłumaczyłam że ta "reszta" tez sie zajmiemy ale to nie da sie tak od razu.... wazne że dla tego kocurka pojawiła sie szansa... kilkanascie razy rozmawiajac o różnych rzeczych wracałam do jego sprawy.... i z 4 razy mi sie popłakała.... może uznacie to za dziwne ale ona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego że ona kumuluje tam choroby i skazuje je na niegodziwa egzystencje -ze sie zarazaja że żyja w stresie, że tera zwzieła maluchy i one za chwile tez juz beda chore.... zapaliłam jej światełko.... jednak ona musi to przetrawic...co do tego kotka to ona mówi tak (zupełnie rozpaczonym głosem)...a gdyby ta pani z fundacji wzieła go i przetrzymała żeby sie z tego swierzba wyleczył, zoperowałą, potem po operacji przetrzymała - a ja za to wzystko zapłace (bedzie co miesiac 100 zł)... ona biedna mysli że dała by rade spłącac (kiedy ona co miesiac oddaje w tesco 100 zł za pokarm, i wetowi zwraca czesc), no i że do tego czasu bedzie miałą juz chociaz ten "kontener" żeby móc pare kotów przeniesc.... Ja wiemże to nierealne, powiedziałąm jej o tym (choc to do niej nie dotarło że ma tyle kasy zeby zapłącc za operacje i przetrzymanie kota w lecznicy) .... poiwedziałam ze szansa jest tu tylko sponsor , ale on tez nie chce żeby kociu wrócił do takich warunków - ..... pytam was czy jest możliwosc aby sponsor zgodził sie zapłącic za operacje (ja z bazarku moze dam rade za lecznice zapłącic) .... a jak bidul sie podleczy to wróci do niej ...? Zrozumiem jesli ta opcja nie wchodzi w gre - powiem wam tylko żałuje że żadnej z Was ze mna tam nie było .... tak upodlonego człowieka przez drugiego cvzłowieka nie widziałąm.... tak przykrego widoku kota (Bidulka) tez na żywca nie widziałam.... i ja emocjonalnie jestem rozstrojona... nie wiem co zrobic .... wprost jej mówiłam że jest szansa dlaniego na lepszy dom....w jednym momencie zawiesiłą sie i pyta " ale to ja juz bym go nigdy nie zobaczyłą?" - to był jedyny sygnał ż emogłaby go oddac.... ja jej na to że mogłaby go odwiedzac.......
ja juz myslałam żeby taka umowe z nia spisac że do czasu aż bedzie miec odpowiednie dla kotów warunki kotek zostaje pod opieka fundacji<ale to jest chyba nie do przyjecia, Formica?> jak jej o tym powiedziałm to sie zgodziła, ale chyba nie do konca rozumie "odpowiednie warunki tak jak ja"
Formica, głos sponsora...wypowiedzcie sie......
rozmawiała z świadkiem, odnośnie wizyt u weta - wygladało to tak "ma pani kase ? nie? dowiedzenia...." - przy czy m pani Irena mówiłą że mu odda, tylko że kociak jest w kiepskim stanie żeby go zbadał.... i P.Irena oddawała jak mogła i ile mogła... odpracowywała u niego jako sprzataczka , ale własnie w tym czasie zamkneli ja w psychiatryku , skad wyszą juz z nienaljepszym zdrowiem (niemoznaosc utrzymania równowagi, niedowąłd w nogach) ...ten wet o tym wiedział i miał do niej pretensje że nie przychodzi odpracowywac długu ...
poza tym , bluerat, ze sterylizacja kotów to nie było tak ze p.Irena nie chciała ich dac do tego weta, tylko miasto dało klauzule o tygodniowym przetrzymaniu kotów po sterylziacji - ona nie miała warunków wiec nie skorzystała
jak powiedziałamże idą od Was 2 paczki z jedzeniem ...to sie rozpłakała.... prosiła by wam podziekowac
a teraz najlepsze, komornik przychodzi w czwartek (za tydzien) ...ma sie "wyniesc" ....ja mówie to chyba dobrzez ze przydzielili pani inne lokum z dala od tych "recydywistów" , a ona na to "napewno tam nie pójde, tu sa recydywiscie ale przynajmniej SM tu jestł, a tam do mieszkania wchodza oknami i wcale nie lepszy element).....
zobaczymy jak sie to potoczy , ale ja mysle , ze moze jak za tydzien kaza jej opuścic to pmieszkanie i poczuje że jest jeszcze gorzej to ...odda tego kota...chociaz to straszne wszystko
co robimy? czekamy? a jak nie odda? powiem wam szkoda mi go, ale i całej reszty....
gdyby miasto wynagrodziło jej czesc nieszczec -i pomogli by jej chociaz z ta jej działka - moze podarowaliby dla kotów ten kontener...i przypilnowali by w koncu chuliganów, wyciagali by konsekwencje...wtedy jej los by sie zmienił... bez tego i koty skoncza kiepsko i ona.... to sie nadaje do telewizji , ma mi sporzadzic spis dokumentów jakie posiada i liste tych kóe jej ukradzioono.... co do donosów na chuliganów znecajacych sie nad zwierzetami dowiedziaąłm sie ze były protokołowane a sprawy umażane.... i co?
czy ktośma pomysł co zrobic z tymi maluchami?
ps pieniadze z bazarku pójda na to na co sie da żeby w maire racjonalnie pomóc..... może zamówie ten cykloferon...
zapomniałabym...miałam okazje poznać - zobaczyc i usłyszec - tych złych ludzi... ale tez i osóbke któa pomaga pani Irenie przy kotach...potwierdziła wiele rzeczy, m.in. to że 2 dni temu jak przyszły do malutkiej szopy gdzie dokarmiaja koty czuc było swąd..... te koty nie maja tam zycia , p.irena tez nie..... ludzie z marginesu maja powiazania z policja, albo policja ich sie boi, w kazdym razie wyroki sa umażane , albo przesmieszne, człowieka skazany za morderstwo (nie wiem czy w afekcie, raczej po pijanemu) ciagle mieszka gdzie miaszkał (ps na przeciw pani ireny) i podejrzewam że czeka na miejsce wZK albo z braku miejsca dali mu dozór kuratora....
dzis wstałam rano i mysle sobie że ona musi to "przetrawic".... a jesli to nie przyniesie efektu to moze sie złamie w obliczu eksmisji

takze nie rezygnujcie jeszcze z checi pomocy temu konkretnemu kociakowi