
Wysłany: Czw Lis 29, 2007 10:03 Temat postu:
--------------------------------------------------------------------------------
A ja Kasiu mam taką prośbę do Góry - oby każdy z moich Ogonków umarł przy mnie, bo nie wyobrażam sobie tego, abym to ja je pierwsza opusciła. Pewnie, że to bardzo boli ale chciałabym wiedziec, że cały czas były bezpieczne.
Kiedy odszedł Edward tak bardzo to bolało, że, jak kiedys pisałam - przestałam widzieć. Ale wiem, ze miał dobrą śmierć. Zamiast gdzieś koło śmietników, gdzie pomieszkiwać - umarł mocno wtulony we mnie. To taki dar i dla mnie, i dla Niego - dar dobrej śmierci.
Buziaki nieodmienne.
A Domi żyć będzie długo, więc nie myśl nawet o przeprawach za TM "
A z drugiej strony będąc na ulicy stykam się z różnego rodzaju innymi karmicielkami. I przyznam, że większości z nich nie rozumiem, niemniej po prostu przyjmuję je takie, jakie są. Bo zawsze jest to jakakolwiek pomoc dla ulicznika.
I szanuję każdy dobry gest, bo tak biedne są uliczne koty. A najbiedniejsze te najdziksze, te których nie widać, bo tylko wieczorami przemykają jak cienie gdzieś pod scianami. Wspaniałe, cudowne, ukochane.
Myślę Biafaro, że Góra, czy jak wolisz los postawiły Cię na drodze tej umierajacej kobiety. Nie zaprzyjaźnicie się, ale nie o to chodzi. Bo widać, ktoś uznał, że już czas na pomoc dla niej.
Bardzo dawno temu, kiedy temat koci był dla mnie zupełnie obcy zauwazyłam pod blokiem niedaleko pracy chore kotki - dwa małe i dużego. Napisałam do mojej znajomej, że takie biedne i że przydałoby się, żeby na ich drodze pojawił się jakiś anioł ( jakos tak mi się śmiesznie napisało ), bo takie chore i bezdomne. A ona mi odpisała, że właśnie się pojawił...
Do anioła mi bardzo daleko, ale zrozumiałam - w nastepny dzień ściągnęłam na trawnik weta z pobliskiej lecznicy ( juz nie istniejącej niestety ), zakupiłam jedzonko, miski i tak sie to zaczęło.
Więc tak chyba do tego trzeba podejsć. A co do p. Krysia, której życzę powrotu do zdrowia - no cóż, każdy jest inny, ale jak to ktoś mądry powiedział - kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Ja osobiscie nie miałabym odwagi go rzucić, chociaż tak, jak ona nigdy bym nie postąpiła.
I mam nadzieję, że jak na starość zdziwaczeję



