No to trochę relacji z mojego DT.Kotki mają się nieżle, maluszek przyjęty. Po kilku godzinach na bezczelnego wchodził starszym na głowy i niewiele sobie robił z ich fuczenia. Już na drugi dzień wszystkie cztery spały "na kupie", nie można było rozeznac się, gdzie się który kot zaczyna ani gdzie się kończy, czyj to łebek albo ogonek. Na ogół raz dziennie tylko wypuszczam je z klatki, żeby sobie pobrykały. Moja domowa kicia usiłuje się z nimi zbratać, "z wdziękiem słonia" włącza się do zabawy, ale nie ma szans, małe ja ignorują - spadaj wapniaczko
Dziś po raz pierwszy podałam im gotowane udko z ryżem i marchewką, chciałam je tym zwabić do klatki po bieganiu. Rzuciły się na to jedzenie jak przysłowiowe świnki a kwiczały i warczały jak stado hien. Czegoś takiego nie widziałam i nie słyszałam.
Mam wśród nich swojego ulubieńca - to Pucek, Dorwie szmatkę to ją ssie z głośnym mlaskaniem i mruczeniem ,przytula się i mruczy nawet przy zakrapianiu oczek. A jaki opiekuńczy-myje maluszka

A maluszek ma na imię Koleś, to równiacha który niczym się nie przejmuje.U weta Pucek z Kolesiem tak figlowali, że gość nie mógł się nadziwić, że znają się dopiero jeden dzień.