Wiecie co- czego wymagać od potencjalnych adoptujących skoro nawet weterynarze traktują koty z FIV jak trędowate?
Ponieważ wetki, u których jest prowadzona Astra podejrzewają wodobrzusze, a u nas w gabinecie niestety nie ma USG, poszłam do innego weterynarza, gdzie chodziłam już wcześniej.
Przyjmuje tam trzech wetów. pech chciał, ze trafiłam na pana Gańskiego.
Po usłyszeniu "z czym przyszłam" i opisaniu stanu zdrowia Astry i usłyszeniu, że ma FIV, pan G. nie chciał już ze mną rozmawiać. ani oglądać, czy nawet dotykać kotki.
Stwierdził, że kot nadaje się już do eutanazji

Bo on już ma tak zrytą odporność, że szkoda w ogóle wydawać pieniądze na jego leczenie i badanie.
Ponadto- czy wiecie, że zdaniem G. FIV przenosi się: na ludzi, inne zwierzęta, nie tylko koty, jest wysoce zaraźliwy, i wszystkie koty, które miały styczność ze mną bądź z Astrą są już śmiertelnie chore?
Usłyszałam jeszcze parę obraźliwych słów pod swoim adresem( "powoduję nieszczęścia u kotów", "znęcam się nad kotami", "pani to bym żadnego zwierzęcia nie dał"- w tym tonie) odwróciłam się, z kopa otworzyłam drzwi(

) i wyszłam razem z Astrą.