
Miałam kota, który spędził u mnie całe swoje życie - 16 i pól roku. Znalazłam go jako niespełna 8-tygodniowe kociątko. Ciciuś, pomimo że nie zaznał od ludzi żadnej krzywdy, pozostał "dzikim" kotem ("gen dzikości"..?). Nigdy nie był nakolankowy, a co bardziej gwałtowne "poruszenia" ludzia po domu sprawiały, że oczy robiły mu się takie:


Problem pojawiał się, gdy trzeba było poddać go jakimkolwiek zabiegom leczniczym, bo... trzeba było go zapędzić do przedpokoju, skąd nie miał ucieczki, i tam "torturować" np. zastrzykiem. - Ale Ciciuś nie przejawiał podczas tych zabiegów żadnej agresji, a gdy RAZ pacnął mnie łapką (bez pazurków!) - przeżyłam szok, że w ogóle jest do tego zdolny. - Tylko fukał czasem strrrrrrrrrrrraszliwie groźnie

A jednak... całe życie sypiał w nocy NA MNIE, wręcz na moim ramieniu, gdy leżałam na boku - i wtedy mrrrrrrrruczał i dawał się miziać, i okazywał mi swoją miłość tak, jak tylko umiał. - A kilka tygodni przed śmiercią, gdy był już bardzo chory, po raz pierwszy wszedł mi na kolana.... i wchodził tak do końca, choć już ledwo łaził... Myślę, że w ten sposób chciał pożegnać się ze mną...
Poza tym - był dobrze zintegrowany z resztą stadka!
A więc nadal trzymam kciuki za Lolutka
