sama milosc czasem nie wystarcza, ale na poczatek-fakt-jest najwazniejsza, tak jak i cierpliwosc w poznawaniu kota, jego zachowania. Co do zabezpieczenia okien-zgadzam sie, ze nie powinno to calkiem dyskwalifikowac potencjalnego domku. Jesli kot trafil do adopcji zima, kiedy sie okien tak czesto nie otwiera-mozna przymknac oko, natomiast kiedy juz robi sie coraz cieplej i sila rzeczy czesciej otwiera sie okna, wowczas nalezaloby wlascicielom adoptowanych kotow przypomniec o zabezpieczeniu okien. Dla dobra i bezpieczenstwa kota. Poza tym moskitiera ma jeszcze jeden wielki plus. Niestety latem przez otwarte okno wlatuja nam do mieszkania "nieproszeni goscie", muchy, pszczoly, komary itp. Uciazliwe jest ich wyganianie, "polowanie" na nie. Sa owszem jakies srodki owadobojcze, tylko wiem z doswiadczenia, ze nie zawsze skutkuja. (bylo cos takiego, co sie do kontaktu wsadzalo, ale nazwy nie pamietam, natomiast pamietam, ze jeden wlasnie taki zapach mnie bardzo draznil i powodowal u mnie bardzo silne bole i zawroty glowy. Czulam sie niemal po nim odurzona). Wiec jak widzicie, moskitiera jest nieszkodliwa, w niczym nie przeszkadza, uchroni przed owadami i kot moze sobie spokojnie polezec na parapecie, powygladac przez okno. Co do karm... Roznie bywa. Znajoma miala kicie na tymczasie, ktora mogla jesc tylko i wylacznie royala, bo po kazdej innej karmie chorowala. (wymioty, biegunka). Oddajac ja do adopcji uprzedzila osobe adoptujaca o tej sytuacji. Kobieta stwierdzila, ze wporzadku, jesli tak, nie ma problemu. Ok.2 tyg.po adopcji kolezanka poszla na wizytre poadopcyjna. Kicia lezala na fotelu jakas taka bez zycia, widac bylo golym okiem, ze cos jej dolega. Za chwile wstala, pobiegla do kuwety, ale nie zdazyla. Kolezanka wiec zapytala ta pania, czym kicie karmi. powiedziala, ze 2 razy wyjatkowo dala jej puszke whiskasa, bo nie miala pieniedzy na royala, a kicia nie miala co jesc. Tlumaczyla, ze "zapomniala" ze kicia ma te alergie. Coz mogla wiec moja znajoma zrobic? Zostawila zapas royala na jakis czas, umowila sie na kolejna wizyte poadopcyjna za 2 tyg. w miedzy czasie zasiegla informacji u weta, gdzie kicia byla leczona. Okazalo sie, ze tej pani sie nie "zapomnialo", ze caly czas karmi kicie whiskasem, kitikatem, albo-co gorsza-resztkami z obiadu! Weterynarzowi powiedziala, ze nie bedzie jej karmila drogimi karmami wg.jej jakiegos tam widzi mi sie!

Ze to poprostu kaprys, a wymioty i biegunka to "nieprzyzwyczajenie" do "normalnego" jedzenia!

Natychmiast po konsultacji u weta kotka zostala zabrana spowrotem do znajomej, gdzie wrocila do rownowagi. Jeszcze bym zrozumiala faktyczne "od czasu do czasu" podanie whiskasa, jesli kot to toleruje, ale ta kotka ewidentnie nie moze zadnej innej karmy jesc poza royalem!
Te same dolegliwosci po innych karmach ma kotek znajomej dziewczynki z NK. Jej Mruczek tez moze jesc tylko Royala, bo ma identyczne dolegliwosci po inych, jak wspominana wyzej tymczaska. A z tego, co wiem, kiciusia zostala adoptowana po raz kolejny, tym razem przez emerytowana starsza pania, ktora, choc ma mala emeryture i zyje bardzo skromnie, to na karmie dla kotki nie oszczedza! Wiec w przypadku karmy, od samego poczatku powinno sie stanowczo wymagac dbania o kocia diete!
