Ania jest zajęta telefonami, więc odzywam się ja
Gdy przyszliśmy, Brucek właśnie siedział w klatce i mył sobie tyłek. Co prawda nie reagował na nasze wołanie, ani wtedy ani później, ale był dużo żywszy niż poprzednio - wczoraj jeszcze leżał jak worek z otwartymi oczami

Po zakończeniu mycia przysiadł sobie przodem do nas i patrzył.
Gdzieś po południu wyrwał sobie wenflon

Dostanie znowu, ale widać, że ma już większą świadomość co się z nim dzieje i próbuje działać. Nasłuchiwał dźwięków z otoczenia i rozglądał się. Dowiedzieliśmy się dzisiaj, że nie je od dwóch dni.
Przynieśliśmy jego ulubioną konserwę, którą dostaliśmy od Ady. Dostał do miski i gdy ją wstawiałem do klatki, to się strasznie na nią rzucił

Na początek w misce nie miał dużo, żeby nie zwymiotował zaraz, ale strasznie łapczywie pożarł wszystko. Zabieraną pustą miskę chwycił łapą i nie chciał oddać
Prawie cały czas mu się przyglądałem i nie zauważyłem ani jednego drgnięcia na pyszczku. Trochę był śpiący i wtedy nawet bardziej zacząłem się obawiać wystąpienia jakichś śladów ataku, a tu nic.
Na koniec dostał wodę i po chwilowej ekscytacji rozczarował się, że to nie konserwa. Nie chciał pić, ale jedzenie i tak dostał zmieszane z wodą.
Na razie nie wydaje z siebie ani jednego dźwięku, ani też nie reaguje na wołanie. Mimo to postęp jest ogromny. Oby na stałe
Powiadomiliśmy dra Lenarcika o stanie Brucka i ucieszył się

Zresztą nie muszę dodawać, że my też
