» Nie lip 29, 2012 22:01
Re: Karmicielka prześladowana-WYGRANA!
Witam. Cisza i znów burza... Od paru dni znowu mam problem z żoną p.Sz. byłego już członka zarządu działek. Jakiś czas po rozprawie chodziła z dwoma psami na smyczy a jak już je puszczała na chwilę to wołała kiedy widziała ,że chcą gonić koty. Koty są teraz mało widoczne, bo w dzień gdzieś łążą po pobliskim terenie byłego POM-u gdzie jest teraz kilka innych firm albo siedzą w polu, które sie rozciąga za ogrodzeniem terenu działek. Najczęściej to tylko Szrusia z Burusią i Mikuś pilnują swojego ogrodzonego azylu całe dnie i leżą przy siatce. Ale to tez pani Sz. znów przeszkadza,jest za spokojnie więc zaczęła puszczać psy i te znowu gonia koty do upadłego, ledwo ostatnio Mikuś zdążył uciec bo jest duży i juz trochę starszawy. Akurat szłam z kocim obiadem po południu a tu koło ogrodzenia dwa rozszalałe psy goniące Mikusia i ich właścicielka stojąca w pobliżu z zadowoloną miną. Krzyknęłam na psy by poszły a one nic tylko chciały prubować wczołgać się pod furtke do ogrodzenia. Powiedziałam więc do niej ,że psy trzeba mieć na smyczy i zapytałam czy już nigdzie kociaki nie mogą mieć spokoju bo wszędzie przeszkadzają. babsko zaczęlo wołać psy cytuję " chodź bo znowu dostaniesz bramką" Początkowo nie zajarzyłam o co chodzi i pomyślałam,że może myśli,że jak otworzę furtkę ogrodzenia to pies podejdzie i może się uderzyć. Jednak za chwilę się wyjaśniło... Pani krzyknęła,że " to ja powinnam podać na policję" i skierowała się w stronę wejścia do bloków. Ja spokojnie chciałam wyjaśnić o co chodzi i zapytałam dlaczego mnie na policję, co zrobiłam? Usłyszałam tylko z daleka,że pies dostał bramką czy coś w tym stylu i szybko spieprzyła do bloku. poszłam na działkę do męża i cały czas w myślach szukałam jakiegoś zdarzenia kiedy psy były przy mnie i otwioerałam furtkę. Wiele razy widzieliśmy przez okno jak psy gonia koty aż do ogrodzenia ale nie miałam akurat okazji być blisko to był pierwszy raz kiedy je naszłam na jej oczach. Uzmysłowiłam sobie z mężem ,że to kolejny wymysł tej pani by siebie wybielić,że puszcza psy, podobnie jak jej zeznania w sądzie pod przysięgą pełne kłamstw i wymysłów np. karmię koty na wszystkich działkach i stawiam na nich miseczki z kocim jedzeniem. Popłakałam się i zadzwoniłam na policję, upewniłam się, że nadal jest ten sam "ukochany" mój dzielnicowy (słyszałam,że już nie). Ale Policjant odbierający telefon nie zlekceważył mnie tylko zapytał co skłoniło mnie do tego telefonu. Nakreśliłam mu w skrócie sprawę ,powiedziałam,że w takim razie nie mam co rozmawiać bo jest on wrogo nastawiony do mnie i do kotów i nasza ostatnia rozmowa skończyła się w sądzie. Odpowiedział,że nastawienie dzielnicowego nie ma tu nic do rzeczy ani to co myśli tylko musi sprawę rozstrzygnąć jak się należy. Zapytał czy ma przysłać patrol a kiedy poweidziałam,że nie chce na nowo rozdrapywac sprawy chcę tylko sie poradzić co zrobić z babą, która caly czasna mnie się wyżywa.Odpowiedział,że w takim razie przedstawi sprawę o 15-tej dzielnicowemu i jego przełożonemu i ten do mnie zadzwoni. Za kilka min.Szef dzielnicowych zadzwonił. Po rozmowie bardzo się uspokoiłam bo była to rozmowa sympatyczna, pełna zrozumienia, wspólnych decyzji i porad ze strony policjanta. Uznał,że wizyta dzielnicowego u tej pani mogłaby znów przeważyć sprawę na moją niekorzyść, bo nie wiadomo co ona by na mnie nagadała a nie mamy żadnych dowodów ani świadków, lepiej więc odczekać i porobić np.komórką fotek jak idzie z psami bez smyczy albo gonią one koty, bo to teren publiczny i psy muszą być na smyczy. Tego samego zdania był policjant, który odebrał telefon. Będą fotki mam dzwonić albo podejść do niego jak powiedziałam,ze nie chcę do dzielnicowego bo mam żal o grzywnę i niesprawiedliwość i wtedy pomyślimy co zrobić by babsko dało mi spokój.
Jak widać prawo odwróciło się w moją stronę!!!