Dobra, no to jestem prawie zdrowa, jeszcze na antybiotyku do piątku, ale wracam do normalnej aktywności - ścięło mnie na prawie dwa tygodnie, osłabienie organizmu stresem, jadłowstręt i witaj chorobo!
Koń tfu tfu trzyma się, ale zjadł mi nerwów. Póki co nie odkładamy broni, bo jest na obserwacji, ale zagrożenia życia nie ma. Póki zwierze młode i zdrowe to się nie myśli o kosztach leczenia na starość, taka przyjaźń do grobu pachnie ogromnymi wydatkami i wyrzeczeniami.Baronet młodszy nie będzie, ale z jego 19tu, trzynaście jesteśmy razem

I każdy grosz wydany na szpital to moje podziękowanie za lata wspólnego sportu i przyjaźni, to członek mojej rodziny.
Leczenie kota bywa kosztowne, a co dopiero konia, gdzie dawka leku ma być 500 razy większa? Samej kroplówki na jeden raz koń dostaje 12 l.
Nie o tym:) Generalnie bardzo przeżyłam jego chorobę, organizm mi się osłabił, do tego ze stresu nie jadłam i coś mnie powaliło skutecznie do tego stopnia, że przy jednej z wizyt w Medicoverze zostałam zatrzymana i wywieziona karetką do MSW z podejrzeniem silnych zaburzeń serca w kierunku zawałowym. Jak lekarz każe leżeć to leżeć trzeba, a nie sprzątać kuwety, oporządzać stado i wyprowadzać psa.
Znowu się zaplątałam, bo chciałam napisać, że maluchy tak jak ja na antybiotyku, dają radę, nawet trochę rosną, oprócz Korczaka, ale ten ma przynajmniej już śliczne normalne oczko, choć nadal łzawiące. Apetyt dopisuje, fantazja również. Trudno zrobić im dobre zdjęcie przy grzybowych wygoleniach, ale spróbuje same pyski chociaż ująć.