» Śro sty 08, 2014 0:57
Re: 60 kotów Joli Dworcowej - dług w lecznicy 4800 zł Pomocy
magijo, sis, dilah, ja się z Wami zasadniczo zgadzam! Największą pomocą dla Joli jest zmniejszanie jej stada przez adopcje, przez znalezienie stadniny czy gospodarstwa, które przyjęłoby kilka kotów najmniej oswojonych. Bo te koty są w dużej częsci takie "trochę oswojone" - dają się dotknąć, pogłaskać pani Joli. Natomiast boją się obcych. Wiem, jaki to problem przy adopcjach, bo sama mam kilka takich "oswojonych ze mną" i martwię się, jak im znaleźć dom.
Staram się pomagać Joli nie tylko finansowo, ale także przez ogłaszanie jej kotów, obrabianie zdjęć, pisanie tekstów, pilnowanie ogłoseń w internecie. Nie zawsze mam czas to wszystko robić, bo razem z moimi to w sumie ok. 30 kotów. Mam już osobę chętną do pomocy, będzie nam łatwiej we dwie. Piszę o tych kotach na miau, na fb, ale nie da się ukryć, że efekt adopcyjny jest mizerny, bo kotów łatwo adopcyjnych Jola ma mało. Faktem jest też, że przy tej ilości kotów trudno je oswajać. Myślę, że wiele kotów "mało oswojonych" u Joli, gdyby trafiło do cierpliwego, niezakoconego domu, szybko by się oswoiło. Kiedy sama miałam mniej kotów, brałam czasem kota od Joli i wyadoptowywałam. Niestety, teraz juz nie mogę jej w ten sposób pomagać. A nikt inny takiej pomocy nie zadeklarował.
Ja też z przerażeniem myślę, co będzie, jak Joli organizm nie wytrzyma. Też uważam, że Jola nie może już żadnego kota zabrać do domu.
Jednocześnie mam świadomość, że nie można przestać pomagać finansowo kotom Joli, bo one po prostu muszą jeść. Pomoc powinna być dwutorowa - w adopcjach i w utrzymaniu stada. Szczególnie, że Jola przecież także dokarmia koty bezdomne. Wielokrotnie pisałam tu i gdzieindziej o KONIECZNOŚCI znalezienia miejsc, gdzie kilka Joli kotów można będzie ulokować jako dokarmiane, wolnożyjące. Jola bardzo tego chce. Na razie udało mi się znaleźć tylko jedno gospodarstwo, pojechały tam 2 koty, żyją, są szczęśliwe. Bo macie rację, że koty u Joli wcale szczęśliwe nie są. Są bezpieczne, mają ciepło, nie chodzą głodne, ale taka ilość kotów na małej przestrzeni powoduje, ze na pewno są zestresowane.
Jola to wszystko wie. Sama znajduje kotom domy, często lepsze niż te, które ja jej podsyłam z ogłoszeń w internecie. Wie, że sytuacja jest zła, że kotów jest o wiele za dużo. Wie, że jeśli nie wytrzyma fizycznie, koty wylądują w schronisku i większość nigdy z niego nie wyjdzie. Na pewno nie jest jej łatwo wyciągać rękę po pomoc, po wsparcie. I na pewno z ogromną wdzięcznością przyjmie każdą pomoc w wyadoptowaniu kotów.
Sama mówi, że już nie weźmie kolejnego kota. I to jest zasadniczy problem - trzeba ją przekonać, że odwiezienie kota na Marmurową musi być alternatywą zabrania go do domu. Bo nie można dopuścić do sytuacji, że jedne koty się uda ogromnym wysiłkiem wyadoptować, a Jola przyjmie kolejne i za rok sytuacja się powtórzy. Mozna postawić warunek - każdy następny kot trafia do schroniska, szczególnie, jesli jest dzikawy. Kociaki zgarnięte przy okazji łapanek sterylizacyjnych jadą do schroniska. To niestety jedyne miejsce, które można wskazać, bo nie wierzę, żeby znalazł się ktoś chętny do przyjęcia ich na dt... Ale nie można też zaprzestać pomocy, bo bez niej koty nie przeżyją.