Potrzebujemy pomocy, bo tam jest dramat... Jakiś bury kot wczoraj przeleciał przez wierzbową na drugą stronę, kolejny siedział pod samochodem... To jest kilka miejsc do obstawienia, same nie damy rady... Zwłaszcza, że koty wygłodniałe same pakują się do klatek...
Wiem, że dla wielu osób byłam niemiła (delikatnie mówiąc) na pw, jednak inaczej jest jak się może napisać na wątku co się robi, a inaczej jest jak się ciągle odpowiada na pw z zarzutami, że nic nie robimy... Do tego niektórzy jawnie pisali, co mamy zrobić, a my za wszelką cenę chciałyśmy uniknąć takiej sytuacji... Żeby KM nie zdążyła przed nami... Dziś wiem, że KM nie panuje nad sytuacją i to nie tylko moje zdanie, ale też osób, które ze mną były.
Wiem, że Tikusia tam jest, wiem, bo widziałam ją przedwczoraj, wiem, że to była moja Tika.
Kocia Mamo, powtórzę to co w rozmowie telefonicznej, Tika ma u mnie dom, bo to ona mnie wybrała, bo pokochałam ją nigdy w życiu nie widząc na oczy...Powiedziałaś, że takie rzeczy się nie zdarzają, że Tika jest dzika i nikogo sobie nie może wybiera...myślisz, że takie rzeczy się nie zdarzają? A ja powiem ci, że owszem, bo adoptowałam trzy zwierzaki z jednego schronu i tylko jedna z tych adopcji była zaplanowaną, druga kilka miesięcy przemyślana, a trzecia,bo to on mnie wybrał i dziki bo dziki, ale to był mój i cholernie mnie potrzebował...
Przepraszam, ale po wczorajszym nerwy mi puszczają...

