W takiej scenerii widzieliśmy Finia po raz ostatni:
Niestety, dzisiejsze poszukiwania zakończyły się fiaskiem... Zrobiliśmy tyle, ile się dało, przetrząsnęliśmy hałdy liści, gałęzi i jedliny, ale tam jest tego jakieś 10 metrów kwadratowych na wysokość człowieka. Sekator się przydał, ale Finio najprawdopodobniej chowa się w budynku...
Mieliśmy już sporo telefonów, niestety żaden nie trafił w dziesiątkę. Ale wspaniale, że ludzie się interesują i dzwonią. Wiadomość też rozeszła się wśród okolicznych dozorców, nawet zaczepili mnie dziś rano, że widzieli jakiegoś kotka, jednak po dokładnym przyjrzeniu się plakatowi stwierdzili, że to nie ten "Bo ten pani kot to ma taką mordkę przyjemną, a tamten to był taki zabijaka"
Plan na dzisiaj:
-ponownie jedzonko do wyłożenia w strefie zero
-plakaty na przystankach, uzupełnienie zerwanych plakatów na klatkach schodowych i drzewach
-jeden plakat wymyśliłam, aby przykleić na drzwiach tego domu, może bezdomni przeczytają i będą pilnować (na tym plakacie podałam wysokość nagrody, żeby się zachęcili)
Plan na jutro:
-spotkanie z jedną panią, która też ma na oku kręcącego się od kilku dni białego kotka, ale dzisiaj nie mogła się spotkać
-robię wielki plakat, który powiesimy na bramie tej opuszczonej posesji, żeby właściciele okolicznych willi widzieli
-Krzysiek przygotował wersję plakatu do skrzynek z prośbą o przeszukanie ogrodów i piwnic - będziemy obchodzić i wrzucać
Dzisiejszej nocy chyba nie wyruszymy w teren, już nie damy rady. Na dodatek wraca mi chyba przeziębienie (dzień przed ucieczką Finia wstałam z łóżka, gdzie spędziłam święta, a nocne powietrze mi się nie przysłużyło).
Na płacz mi się zbiera, jak patrzę na kuwetkę w łazience, na rozrzucone zabaweczki, nic nie ruszałam, wszystko czeka na mojego Finiuszka... Ta pustka jest okropna, ta cisza w nocy, nie słychać znajomego szperania po kątach...