Wiesz Falko, kiedyś też wychodziłam dokładnie z takiego założenia. Póki cięzko nie zachorowała na wątrobę moja ukochana Kota. Pierwsze pytanie jakie zadał vet brzmiało: "kiedy ostatnio kot był odrobaczany?". Wygłosiłam mu wszystkie odpowiednie teorie: o kocie niewychodzącym, o zapobieganiu, o toksyczności środków odrobaczających. Jeszcze nie tak dawno to było. Jeśli poczytać moje posty z początków mego uczestnictwa w forum, można w nich znaleźć ślady takiej filozofii.
Dzięki Bogu zmieniłam ją. Ale trzeba było do tego na prawdę podbramkowej sytuacji.
Uprzedzam Twoje pytanie: nie, Kota nie miała robaczycy. Zartucie zostało spowodowane czym innym - Whiskasem. Jednak lekarz nie pozostawił wątpliwości. W chwili takiej jak tamta: bezpośredniego zagrożenia życia można było leczyć tylko zachowawczo: podawać środki przeciwzapalne zmniejszające obrzęk wątroby, wzmacniać odpowiednimi zastrzykami i czekać... Czekać, bo do dalszego leczenia potrzebne były wyniki badań krwi, kału i przede wszystkim poprawienie kondycji Koty na tyle, by na to leczenie mogła zareagować.
Jeśli jednocześnie miałaby robale, których być może JESZCZE nie zauważyłabym, jej szanse byłyby niewielkie.
Dobrze zapamiętałam tę lekcję. Uwierzyłam, że gdy objawy robaczycy zaczynają być już widoczne to jest ona często zaawansowana. I że np. podanie kotu narkozy w takim stanie jest niekorzystne dla jego zdrowia. A przecież nie jestem w stanie przewidzieć, czy zwierz nie ulegnie wypadkowi. Robale uzględnić w przewidywaniach mogę. Mogę też porozzmawiać z vetem i stosować takie leki odrobaczające, których skutki uboczne są zminimalizowane. Wybór na rynku jest ogromny.