Dziś rano byłam załamana, Jakub apatyczny, bez apetytu, osłabiony z glutkami wyłażącymi z noska.
Byłam już u weta, tam okazało się, że ma gorączkę: 40.5 i szmery w oskrzelach. No to się wzięłam i załamałam. W niedzielę śmierć Precelka, teraz to, w dodatku moja staruszka Ruda też złapała to samo i też dziś bez apetytu. Już miałam wizję domu bez kotów
Ale po powrocie od weta Jakubek wprawdzie nie zaczął brykać, siedzi sobie apatycznie, ale co jakiś czas się rusza, robi parę kroczków. Zainteresował się hałasem za drzwiami. Otworzyłam saszetkę convalescence i postawiłam w pobliżu Jakubka. Po parunastu minutach zaczął jeść!!!!!! Sam!!!!!
Będzie zdrowy, jestem pewna. Musi być zdrowy, nie zniosłabym kolejnej śmierci.
A Ruda pokraka kochana (mówię o mojej kotce) też przed wizytą w lecznicy apatia, nie zjadła śniadania (co dla niej jest absolutnie i niewyobrażalnie okropne), więc wiecie, jak się czułam. Po powrocie otworzyłam jej ukochaną saszetkę Obesity z małą nadzieją, że zje, a ona i owszem, dlaczegóż by nie? Wprawdzie smarka, ale już teraz mam nadzieję, że będzie OK.