W czwartek, zgodnie z planem, umówiłyśmy się z merka_85 na kolejną łapankę w fabryce. Miejscem zbiórki była piwniczka, z której miałyśmy wziąć sprzęt i Pana Depresję, któremu chciałyśmy zwrócić wolność. W drodze do piwniczki odebrałam telefon, kiedy dotarłam na miejsce wciąż rozmawiałam, więc zamiast schodzić do kociego podziemia, zaległam na osiedlowej ławeczce. I tak rozmawiałam, rozmawiałam, a przed sobą miałam taki widok:

Nuda, prawda? No, to żeby nie było tak nudno, za rurę wciśnięty był kot. Rozmawiałam długo, a on wciąż tam był. I ani drgnął. Więc jak już przyjechała merka i czas było kończyć telefoniczną gadaninę, poszłyśmy sobie obejrzeć toto. Toto okazało się dorodnym kocurem, sparaliżowanym strachem. Bez żadnych protestów dał się zapakować do transportera. Toto jest bardzo przystojne, powiedziałabym, że charakteryzuje go dostojna, męska uroda:


Kocur jest ewidentnie domowy, jego sierść jeszcze się trochę "po domowemu" błyszczy. Poza tym jest dobrze odżywiony, widać że ktoś się nim dobrze opiekował. Ale ogłoszeń w jego sprawie nie ma. Przeszłam całe osiedle, jedyne ogłoszenie które znalazłam w osiedlowym sklepie, to "zgubiłam e-papierosa, uczciwego znalazcę proszę o kontakt"...

Brak ogłoszeń o oczekiwanej przeze mnie treści "Zgubiłam wspaniałego, łagodnego, przymilnego kota. Uczciwego znalazcę ozłocę".
Przy pakowania kota do transportera, przyuważyła nas mieszkanka osiedla, która poinformowała nas, że kota widziała jak szła do pracy po 6 rano (my zwinęłyśmy go o 16:15), siedział dokładnie w tym samym miejscu, głowę miał wciśnięta w tę żółtą skrzynkę a kolega owej pani podszedł i kota "kopnął, żeby sprawdzić co to jest i czy żyje". Kiedy pani zobaczyła powiększające się oczy merki_85, zamieniła rezolutnie "kopnął" na "no tak go szturchnął"
Podsumowując toto o roboczym imieniu Yellow (żółta skrzynka - żółta łódź podwodna itd...), szuka domu. W poniedziałek zabiorę go do weta, bo nieładnie sączą mu się oczy. A poza tym ma totalną depresję klatkową i przez 3 dni nie zjadł NIC. Dziś rano skusił się wreszcie na ekskluzywną saszetkę Cosmy. Arystokrata zapodział się w lud
No dobrze, ale miało być o łapance. Była, była! I poszła błyskiem. Chyba w 20 minut miałyśmy z merką_85 złapane 3 koty - w tym jednego kocurka złapał nam pan tokarz na ręce, a dwie kotki weszły grzecznie do łapki.
Wyglądają tak:

Pomnóżcie ten wizerunek przez trzy i macie obraz wszystkich pochwyconych. Koty są do siebie bliźniaczo podobne, a że tylko jedna panna pozwoliła się obfotografować, to będzie dumnie reprezentowała koleżeństwo.
Jedna z kotek niedawno urodziła 4 kocięta. Wszystkie niestety zagryzła. Pan tokarz twierdzi, że robi to samo z każdym swoim miotem

No cóż, macierzyństwo ewidentnie nie jest jej powołaniem. Gdyby rozumiała, że już jej się nie przydarzy, na pewno by się ucieszyła.
Po łapance, pan tokarz zasugerował jeszcze żeby może zabrać do weta ślepego kotka, mieszkającego w tokarni. To ten kocurek, urodzony w ubiegłym roku:

Tak też się stało. Jeszcze tego samego dnia trafił na przegląd do weta. I to co usłyszałyśmy, nie było niestety optymistyczne... Obie gałki oczne do usunięcia. Jedno oko właściwie wypłynęło, drugie było owrzodzone, z pozrastanymi powiekami, nie było co ratować
Prawdopodobnie do oczu dostały mu się opiłki metalu, których w tokarni nie brakuje. Zaczął się rozwijać stan zapalny, owrzodzenia, nie leczone nie dawały szans na uratowanie wzroku. Pan tokarz przemywał je rumiankiem, ale to było zdecydowanie za mało. Poza tym miał zęby w fatalnym stanie, większość trzeba było usunąć.
Tutaj mały przed operacją (zdjęcia powiększą się po kliknięciu, może nie każdy chce się przyglądać...

):


Tutaj dzień po (w jednym oku ma gazik nasączony krwią):


Wczoraj gaziki zostały usunięte - kita nawet nie pisnął przy ich wyjmowaniu. Jest super grzeczny i przymilny. Błyskawicznie dochodzi do siebie, ciągle chce żeby go głaskać, trafia do kuwety, zajada z apetytem - może dlatego, że jest na diecie rozpieszczającej, typu kurczak, gerberki itp
A kiedy sprzątałam mu klatkę, błyskiem zajął wygodną pozycję:

Zdjęcie nosi roboczy tytuł "Pirat i jego małpka"
A na sam koniec będzie prośba. O wsparcie, a jakże. Operacja Ćwirka (bo to kot skrzyżowany z ptakiem, nie ma wątpliwości! Nie miauczy, tylko ćwierka

) była kosztowna. Będziemy musiały za nią zapłacić ok. 350 zł (ta kwota może wzrosnąć, w zależności od liczby kontroli, które nas jeszcze czekają). Dodatkowo u innego weterynarza mamy jeszcze wyższą fakturę do opłacenia. A oprócz tego koty muszą jeść. Trochę dużo tego w tym miesiącu. Trochę nie dajemy rady.
Będziemy wdzięczne za wszelkie wsparcie - finansowe lub rzeczowe w postaci karmy.I oczywiście szukamy Ćwirkowi DT lub DS!!! I to pilnie. W obecnym stanie zdrowia nie może wrócić do tokarni.