Dziewczyny, ja wcześniej napisałam kilka słów w tym temacie, i na FB i tutaj…
Przez myśl mi przebiegło, że Frost mógłby w jakimś stopniu zastąpić mi ukochanego Zuluska, którego straciłam pół roku temu… Pierwszy raz od Jego odejścia przebiegła mi taka myśl przez głowę, bo patrząc w Jego oczy poczułam coś podobnego do tego, co czułam patrząc w oczy jedynego, ukochanego Zulusa… Jestem zdzwiona, że coś podobnego poczułam, ponieważ do tej pory i nadal…bardzo cierpię po stracie, jak dla mnie ukochanego Synka…
W całej tej sytuacji doszedł głos rozsądku, a raczej głos mojego współlokatora, który teraz nie zgadza się na to, żeby mieszkało z nami jakiekolwiek zwierzę, mimo tego, że również kocha zwierzęta. Myślę jednak, że gdybym bardzo zawalczyła, to pewnie stanęłoby na moim… Chociaż w obecnej sytuacji myślę, nie ma to znaczenia…
Proszę Was, żebyście nie osądzały zbyt pochopnie i nie odrzucały zbyt pochopnie…
Zastanawiałam się, czy gdybym w pełni, bez żadnych przeszkód mogła zaadoptować Frosta, to czy miałabym jakiekolwiek szanse…?
Wydaje mi się, że nie… A to pewnie dlatego, że kot w moim domu byłby częściowo kotem wychodzącym, takim jakim był Zulus…
Zulus przez większość swojego życia mieszkał ze mną w bloku i nie wychodził, ale wyjeżdżał ze mną w okresie wiosenno-letnim na działkę, gdzie biegał szczęśliwie. Jego wychodzenie było pod kontrolą, z reguły meldował się po 2 h, a jeśli nie było go dłużej, to zwykle go znajdowałam nieopodal działki i tak było zawsze. A noce zawsze były w domu, bo inaczej ja bym nie zasnęła… Kilka miesięcy przed Jego odejściem (o czym wtedy nie wiedziałam…) zamieszkaliśmy na stałe w tym domku i uwierzcie mi, to był Jego najszczęśliwszy czas… Zasady się nie zmieniły poza tym, że wychodził w określonym czasie, zimą w ogóle…
Może mnie ktoś za to krytykować… Wiem, że są osoby, które się ze mną nie zgadzają… Tym bardziej wtedy, kiedy był bardzo ciężko chory…ale ja mam poczucie, że dałam mu wszystko, czego pragnął (czasem w ograniczonym stopniu…), ale do końca był szczęśliwy, między innymi właśnie dzięki temu… Nasza miłość nie zna granic… Wiele osób, które nas nie znało, a poznało tylko poprzez wątek na Miau, również tak uważa… Musiałybyście przeczytać cały nasz wątek, zrozumieć nasze życie i zobaczyć naszą walkę… Dopiero wtedy mogłybyście cokolwiek oceniać, zdecydować… Tym bardziej, jeśli jak piszecie na wstępie odrzucacie dom, w którym kot mógłby wychodzić…
Nie piszę tego dlatego, że nie zgadzam się z Waszymi decyzjami, ponieważ czytam FB i Miau i jak na razie żadnej z osób, które były faktycznie zainteresowane adopcją nie oddałabym żadnego, podkreślam żadnego kota…
Piszę dlatego, że czasem trzeba zobaczyć i rozważyć więcej…
I myślę, że gdybym ja mogła bez żadnych problemów adoptować Frosta, to zostałabym skreślona… A niewiele jest osób na całej ziemi, które są w stanie tak kochać zwierzęta i dać im tak cudowny dom, jak Wy i ja…
A w całej tej sytuacji poczułam się dość źle… Kiedy pomyślałam, że mogłabym adoptować Frosta, to pojawił się strach, że nie spełnię oczekiwań i nie ma na to szans, a w związku z tym ogromne rozczarowanie i smutek… I takich myślę, jest wielu ludzi…(abstrahując oczywiście od wielu piszących różnie i gdziekolwiek to możliwe…)
Obecnie nie robię tak wiele, jak Wy dla potrzebujących zwierząt, ale moja historia jest dość długa, a zaczęła się od ratowania 16 szczeniąt z lasu. Sporo lat temu i od tego czasu wiele się wydarzyło, ale to w tej chwili nieistotne… Z pewnością gdybym mieszkała sama, inaczej wyglądałoby moje życie i życie wielu zwierząt, które się w nim pojawiły…
To nieistotne, ale proszę Was tylko, żebyście nie skreślały wielu wspaniałych ludzi, którzy bardzo kochają zwierzęta…
No, to się rozpisałam...
Mizianki dla cudnego Frosta...
