Otóż: matka była u alergologa i u pulmonologa. Pulmonolog nie stwierdził POChP, zmiany są na tle alergicznym. Alergolog natomiast przepisał lekarstwa, które od tygodnia matka zażywa - i czuje się dobrze, nie ma problemów z oddychaniem. Więc czas pokaże, co będzie - może być też tak, że to kotek, którego już oddałam, najbardziej ją uczulał (bo faktycznie miał kiciuś specyficzną sierść, niby niesamowicie puchatą, ale taką... "lotną"). Nie wiem, co będzie dalej - ja zrobię wszystko, żeby kotki u mnie zostały - póki co sprzątam, piorę koty, wycieram co popadnie, zamierzam kupić filtr powietrza. Aha, lekarze nawet powiedzieli, że to dobrze, że nie ma POChP, bo gdyby wystąpiło to razem z alergią (a myślałam, że tak będzie), to koty byłyby bez szans. Lekarz nawet specjalnie nie nalegał na pozbycie się ich, choć nadziei wprost nie dawał - czas pokaże. No i lekarze wysyłali ją do psychologa - w poniedziałek idzie. Liczę więc na to, że matka przetrzyma jakoś okres do mojego usamodzielnienia się (choć to może potrwać). Przepraszam, że nie pisałam o tym już wcześniej, no cóż, wpadłam w olbrzymi dół, z którego do tej pory nie mogę się wygrzebać...

Ale futerka są szczęśliwe - staram się, by jak najmniej odczuwały moją niedyspozycję, wręcz bardzo lubią, jak leżę cały dzień w łóżku
