I oto chodzi, tak trzeba, cierpliwości, najważniejsze by coś przyjmowała... Lola trzy dni była tak męczona i zaczeła samodzielnie jeść. Tylko dzięki temu męczeniu miała na to siłę, przestała się chwiać na nóżkach i powolutku zaczeła jeść sama ale i tak dalej pastą ją dokarmiałam, malusieńko niemalże symbolicznie... i do przodu.Shiba na pewno też przeżyła kolejną przeprowadzkę, koty bardzo źle znoszą zmiany. Potrzebuje ochłonąć i troszkę 'wyluzować' by apetyt wrócił. Ja jak się zestresuję też nic przełknąć nie mogę
Tyle,że ona jest słabiutka i trzeba pilnować by bardziej nie osłabła, nie odwodniła się.
Przecież wiesz,że to przez stres i depresję doprowadziła się do takiego stanu
Jeśli chcesz jej pomóc, musisz się pogodzić z myślą bycia na początku w jej oczach tą 'złą'. Pisałam Ci,że zawsze bardzo przeżywam leczenie moich kotów, czuje się podle cholernie. One krzyczą nie miłosiernie, ja płaczę...potem burcząć zabijają mnie spojrzeniem i uciekają. Nigdy mi nie podziękowały , nagrodą dla mnie jest że po jakimś czasie wybaczają i przychodzą na kolana , no i patrzenie jak zdrowe brykają
Daj jej kilka dni, myślisz że kroplówka jest mniejszą męką ? No i nie chodzi tylko o substancje odżywcze(choć są oczywiście najważniejsze) ale i powrót do naturalnych nawyków jak przełykanie czy praca przewodu pokarmowego.
ps. Lola ponoć w Łodzi w lecznicy też zaczeła jeść (ba nawet dwie miski w nocy zjadła?), a u mnie wiesz sama jakie były początki... też pierwsze dwa dni fundowałam jej kroplówki, ale i troszkę pasty, bo uparta ze mnie cholera
teraz nadal je "tyle co kot napłakał" i to dla mnie cud.
Jeszcze raz powtarzam- metodą małych kroków










