
uwielbiam Norbisia za całokształt

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Z trzustkową kupką w różnych fazach i stadiach jestem za pan brat. Zrób zdjęcie i mi wyślij na maila, to powiem, czy to trzustkowa (i wówczas test kliszowy bym proponowała) czy nie (i wówczas przyczyny trzeba szukać). Ja stawiam, że to od whiskasa.gpolomska pisze:... jak rzeczywiście żółta kupa jest z trzustki ...
felin pisze:jeśli psu udalo się zaatakować kota, to znaczy tylko, że wlaściciel kota nie wykazal się należytą dbalością o jego bezpieczeństwo - zamyślił się, zagapił albo się nie spodziewał.
Amica pisze:felin pisze:jeśli psu udalo się zaatakować kota, to znaczy tylko, że wlaściciel kota nie wykazal się należytą dbalością o jego bezpieczeństwo - zamyślił się, zagapił albo się nie spodziewał.
Nie udało się, bo gdy zobaczyłam pędzącego psa podniosłam kota wysoko nad głowę. Pies skakał na mnie i na to nic nie mogłam zrobić, cud że nie upadłam i utrzymałam kota, który zorał mi po prostu ręce. Opiekun psa odwołał go dopiero gdy zaczęłam wzywać pomocy. A wszystko to miało miejsce w biały dzień na trawniku pod blokiem w Warszawie (kotka była na DT u mojej siostry). Jak więc widzisz bywa różnie.
fifi2005 pisze:Amica pisze:felin pisze:jeśli psu udalo się zaatakować kota, to znaczy tylko, że wlaściciel kota nie wykazal się należytą dbalością o jego bezpieczeństwo - zamyślił się, zagapił albo się nie spodziewał.
Nie udało się, bo gdy zobaczyłam pędzącego psa podniosłam kota wysoko nad głowę. Pies skakał na mnie i na to nic nie mogłam zrobić, cud że nie upadłam i utrzymałam kota, który zorał mi po prostu ręce. Opiekun psa odwołał go dopiero gdy zaczęłam wzywać pomocy. A wszystko to miało miejsce w biały dzień na trawniku pod blokiem w Warszawie (kotka była na DT u mojej siostry). Jak więc widzisz bywa różnie.
Pozwolę sobie na taką dygresję, możecie się zgodzić, bądź nie, ale zauważcie jak łatwo jest osądzać ofiary, zamiast sprawców. Napisaliście, że nieodpowiedzialny właściciel kota, a co z właścicielem psa????? pies puszczony luzem, bez kagańca??? ( a kot na smyczy), przecież do tego są nawet przepisy prawne! To przecież jego wina!!!
Miałam taką sytuację na spacerze z moim dzieckiem, podleciał Bernardyn ujadając nas z daleka... dziecko w wózku, przypięte pasami, które niestety nie odpinają się łatwo, co robić??? uciekać? gdzie? jak? Oczywiście pewnie komentarz byłby w stylu: "nieodpowiedzialna matka....".
Tak zapodaję temat do przemyśleń...... dla tych co lubią się zastanawiać nad tym i owym![]()
Pozdrawiam cieplutko!
Przypomniało mi się, jak w drugi dzień świat BN nie zdążyłam siąść, a już wstałam o godz. 12:00 od stołu świątecznego porywając ze sobą siostrzenicę i w sypiącym śniegu ruszyłam do Łodzi po moją pannę. Wszyscy pukali się w głowę, że w taką pogodę i taki kawał jadę po jakiegoś kota. Śmiali się mówiąc: A bliżej to kotów nie było?gpolomska pisze:Śpi jak zabity - aż się musiałam przyjrzeć, czy oddycha... chyba mu stres trochę puszcza... dobrze, że śpi, bo kiedyś muszę pracowaćtrochę mam tyły przez tą wczorajszą podróż, ale co zrobić (ojciec, zawodowy kierowca kiedyś, jak mnie nie było, to dymił równo, że mama mnie nie umiała przekonać i w taką pogodę jechałam jakbym nie mogła poczekać kilka dni i jakby tam co najmniej ktoś umierał; na mnie patrzy jeszcze dzisiaj z pode łba i się nie odzywa, ale kotusia lubi - to najważniejsze; przejdzie mu kiedyś w końcu). Gdyby pogoda się na pewno poprawiła za 2-3 dni, to bym poczekała, ale kto da gwarancję, że nie będzie jeszcze gorsza? A kilka tygodni czekanie na wiosnę to dla Niego byłoby za dużo - tutaj od rana chodzi (najchętniej po dywanach, bo jest ciepło i stabilnie), a do tego chodzi kiedy tylko zechce i gdzie zechce.
felin pisze:fifi2005 pisze:Amica pisze:felin pisze:jeśli psu udalo się zaatakować kota, to znaczy tylko, że wlaściciel kota nie wykazal się należytą dbalością o jego bezpieczeństwo - zamyślił się, zagapił albo się nie spodziewał.
Nie udało się, bo gdy zobaczyłam pędzącego psa podniosłam kota wysoko nad głowę. Pies skakał na mnie i na to nic nie mogłam zrobić, cud że nie upadłam i utrzymałam kota, który zorał mi po prostu ręce. Opiekun psa odwołał go dopiero gdy zaczęłam wzywać pomocy. A wszystko to miało miejsce w biały dzień na trawniku pod blokiem w Warszawie (kotka była na DT u mojej siostry). Jak więc widzisz bywa różnie.
Pozwolę sobie na taką dygresję, możecie się zgodzić, bądź nie, ale zauważcie jak łatwo jest osądzać ofiary, zamiast sprawców. Napisaliście, że nieodpowiedzialny właściciel kota, a co z właścicielem psa????? pies puszczony luzem, bez kagańca??? ( a kot na smyczy), przecież do tego są nawet przepisy prawne! To przecież jego wina!!!
Miałam taką sytuację na spacerze z moim dzieckiem, podleciał Bernardyn ujadając nas z daleka... dziecko w wózku, przypięte pasami, które niestety nie odpinają się łatwo, co robić??? uciekać? gdzie? jak? Oczywiście pewnie komentarz byłby w stylu: "nieodpowiedzialna matka....".
Tak zapodaję temat do przemyśleń...... dla tych co lubią się zastanawiać nad tym i owym![]()
Pozdrawiam cieplutko!
Określenie nieodpowiedzialny znalazlo się w Twojej wypowiedzi, nie w mojej - proszę mi nie imputować nie zaistnialych wypowiedzi.
Dla tych, którzy nie zrozumieli: wychodząc z kotem na smyczy na spacer w mieście należy mieć oczy dookola glowy i reagować z wyprzedzeniem.
Co oznacza, że należy zauważać wszystko zanim zauważy to kot (bo wtedy może już być za późno) i doskonale znać okoliczne psy oraz ich zwyczaje.
Nie zaszkodzi znać też koty, bo wcale nie wszystkie są przyjaźnie nastawione do kolegów na smyczy.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 76 gości