moja Biała dziewczynka wypuszczona już
o 3 w nocy nie zdzierżyliśmy jej proszalnego pomiaukiwania niemal non-stop, łapek czepiających się klatki i rozpaczliwych prób zrobienia podkopu
chyba sama sygnalizowała nam od wczoraj, że już można, już z nią wszystko w porządku
minęło ponad 7 i pół doby od zabiegu, pięć dni na antybiotyku
już na klatce schodowej miauczała tak przeraźliwie, że pewnie pobudziła niejednego
brzmiało jak: "otwieraj, otwieraj!"
chyba nigdy nie widziałam tak szczęśliwego kota
nie pobiegła przed siebie jak Szara
staliśmy pól godziny przed blokiem patrząc jak kot pląsa - dosłownie, pląsa, po trawie, obwąchuje każdy krzaczek, gałązkę, ociera się o trawki
jak nawołuje radośnie inne koty "jestem, wróciłam!" i jak dziwi się, kiedy przybiega zamiast kotów nie wiadomo skąd wiewiórka
jak obiega cały blok, popiskując przy tym radośnie
wróciliśmy do domu i jeszcze z balkonu patrzyliśmy przez pewien czas na jej radość, choć tak naprawdę było mi smutno...
pętały mi się po głowie wcześniej myśli o próbie udomowienia, teraz jestem pewniejsza tego, że nie byłaby szczęśliwa w mieszkaniu, a mi trudno byłoby zapewnić bezpieczeństwo kotu, który tak bardzo chce być na zewnątrz
i to już koniec
wystawiam na trawniku planszę - "Obcym, niesterylizowanym kotom wstęp wzbroniony. A sio!"
podpisano: dakota lekko niewyspana 