PALUCH 14. Wiosna w schronisku :) (NIE)czekamy na kocięta...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto gru 22, 2015 14:32 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Mysza pisze:
Torto pisze:Ciekawy sposób przenoszenia choroby. To w naturze one też sobie wydłubują i wsadzają jeden drugiemu do ucha? Czy robi to jakiś złośliwy człowiek?

:lol: :lol:


W której tej naturze konkretnie?
Obrazek Obrazek

jamkasica

 
Posty: 3205
Od: Śro sie 25, 2010 9:42
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2015 15:22 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

A tak przy okazji wczoraj do domów pojechały:

1075/15 (p. 595/13)- Smerfetka
Obrazek

1077/15 - Bombka
Obrazek

I niech to będą domy na zawsze :ok: :ok: :ok:

I został odebrany 1093/15 :ok:
Obrazek

Revontulet

 
Posty: 5813
Od: Sob maja 26, 2012 8:26
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2015 15:25 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

jamkasica pisze:W której tej naturze konkretnie?

Przyłączam się do pytania. I z niecierpliwością czekam na odpowiedź, gdyż z takiej natury nie trzeba kotów zbierać na leczenie. Samodzielnie chodzą do lekarza.
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Wto gru 22, 2015 16:01 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Jeśli jesteśmy w mieście, to naturą będzie środowisko miejskie. Co jest proste do wydedukowania.

Tak samo jak to, że wydłubywanie "świerzbu" i wkładanie do ucha innemu kotu NIE jest jedyną możliwą drogą przenoszenia choroby, co wynikało z jednego z postów wcześniej. W przeciwnym wypadku ani koty miejskie, wiejskie czy nawet leśne na otodektozę by nie chorowały. Chyba że waszym zdaniem jest jednak jeszcze inny sposób złapania tej choroby u takich zwierząt. Oczywiście taki, jaki u kotów w mieszkaniu nie wchodzi grę. Czekam na propozycje ;)

Torto

Avatar użytkownika
 
Posty: 6
Od: Czw gru 17, 2015 18:23

Post » Wto gru 22, 2015 18:00 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Torto pisze:Tak samo jak to, że wydłubywanie "świerzbu" i wkładanie do ucha innemu kotu NIE jest jedyną możliwą drogą przenoszenia choroby, co wynikało z jednego z postów wcześniej. W przeciwnym wypadku ani koty miejskie, wiejskie czy nawet leśne na otodektozę by nie chorowały.


Obawiam się, że w przedświątecznym pośpiechu czegos nie doczytałaś. Bo nie chcę cię podejrzewać o brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, albo, co gorsza, o złą wolę :] Wróć sobie spokojnie do tamtego postu, przeczytaj i zrozum, na czym polega wygenerowane przez ciebie nieporozumienie. Wesołych Świąt :)
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Wto gru 22, 2015 19:57 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Seramarias pisze: mam jeszcze pytanie, czy jeśli kot jest w trakcie leczenia świerzbu usznego to jak duże jest prawdopodobieństwo, że świerzb przeniesie się na drugiego kota?


Torto pisze:Tak samo jak to, że wydłubywanie "świerzbu" i wkładanie do ucha innemu kotu NIE jest jedyną możliwą drogą przenoszenia choroby, co wynikało z jednego z postów wcześniej. W przeciwnym wypadku ani koty miejskie, wiejskie czy nawet leśne na otodektozę by nie chorowały.


Świerzb wywołują roztocza. Kiedy kot jest leczony na świerzb (a o to pytała Seramarias), to roztocza zdychają dość szybko, więc szansa przeniesienia świerzbu na inne koty maleje.


Brawo za udane porządki!
Mam nadzieję, że drzwi wrócą :twisted:
Obrazek
Obrazek

akne

Avatar użytkownika
 
Posty: 1339
Od: Pon lut 18, 2013 21:06
Lokalizacja: Warszawa - Targówek

Post » Wto gru 22, 2015 19:59 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Wszystko doczytałEM dobrze już za pierwszym razem. W sposób przytoczony podobno przez Twojego weta rzeczywiście można przenieść świerzbowce i samą chorobę (świerzb). Jednak nie jest to JEDYNY sposób. Nie wiem czy czegoś Ci nie dopowiedział, źle przedstawił fakty, czy może coś źle zrozumiałaś. Wystarczy kontakt bezpośredni dwóch kotów. Czasami nawet nie to, a głupie używanie tego samego legowiska. Świerzbowce są stawonogami. Mają odnóża, mogą się przemieszczać. Są na tyle małe, że nie widać ich gołym okiem. Znaleźć je można nie tylko w kanale słuchowym zewnętrznym, ale też w okolicy ucha (i niewykluczone, że dalej na ciele). I niekoniecznie tam gdzie widać tę brunatną woszczynę (badanie mikroskopowe tego materiału przy ewidentnym klinicznym i reagującym na leczenie przypadku otodektozy nie zawsze kończy się znalezieniem winowajcy). Do przeniesienia się pasożytów ze zwierzęcia na zwierzę wystarczyć może już zaledwie otarcie się jednego kota o drugiego. Zwłaszcza takie "głowa o głowę".

I to nie jest czepianie się o słówko. Nazwałbym to walką z beztroską. Bo z powodu takich postów ktoś może wyjść z błędnego założenia, że jakiemuś kotu nic nie grozi. A to nieprawda. Prawdopodobieństwo przeniesienia choroby nie jest duże, jeśli koty nie mają ze sobą kontaktu, a sama choroba jest już leczona. Ale jeśli przebywają w jednym pomieszczeniu, śpią w tych samych miejscach i nie mamy ich na oku przez 100% czasu ryzyko jest. Nawet jeśli jest małe, to jest.

Jeszcze tylko to...
Seramiras pisze:A ja się zastanawiam jaki jest sens trzymania na obserwacji kota, który ugryzł w stresie, broniąc się. Gdyby zwierze było agresywne od momentu przyjęcia to jestem to w stanie zrozumieć, a tak to wg. mnie troszkę bez sensu.

Wątku sensu przeprowadzania obserwacji w kierunku wścieklizny nawet nie chcę za bardzo rozwijać. Napiszę tylko, że jej sensem jako takim nie jest stwierdzenie czy zwierzę choruje na wściekliznę, tylko czy w momencie pokąsania innego zwierzęcia (w tym człowieka) mogło chorobę na pogryzionego przenieść. Z punktu widzenia epizootiologii sens ma nawet przeprowadzenie jednej 15-dniowej obserwacji i po jej negatywnym rozstrzygnięciu i ponownym pokąsaniu rozpoczęcie kolejnej. Tak, u tego samego podejrzanego. Bo akurat tego 15-go czy 16-go dnia (licząc od momentu pierwszego pogryzienia) wirus wścieklizny mógł już znaleźć się w ślinie kota i o ile pierwsze pokąsanie mogło być wywołane przez stres, agresję czy kto co chce, to drugie mogło już być wywołane zmianami w OUN wywołanymi przez chorobę i wirus w ślinie już mógł się znaleźć. To wszystko bierze się stąd, bo w przypadku wścieklizny ZAWSZE trzeba pamiętać, że wirion wędruje z rany do mózgu i to trwa.
Co do agresji... Nawet małym dzieciom powtarza się, że gdy spotkają lisa, wiewiórkę czy inne dzikie zwierzę, które zachowuje się przyjaźnie, to należy zachować ostrożność. Dlaczego z kotem miałoby być inaczej? Skąd założenie, że chore na wściekliznę koty zawsze są agresywne?

Również życzę Wesołych Świąt :) Z kotami najlepiej.

Torto

Avatar użytkownika
 
Posty: 6
Od: Czw gru 17, 2015 18:23

Post » Wto gru 22, 2015 20:21 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Jutro to sprawdze, wybieram sie na Paluch :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

magdar77

 
Posty: 4892
Od: Wto sty 08, 2013 22:44
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2015 22:54 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Torto pisze:Wszystko doczytałEM dobrze już za pierwszym razem. W sposób przytoczony podobno przez Twojego weta rzeczywiście można przenieść świerzbowce i samą chorobę (świerzb). Jednak nie jest to JEDYNY sposób. Nie wiem czy czegoś Ci nie dopowiedział, źle przedstawił fakty, czy może coś źle zrozumiałaś.

Mam bardzo dobrego i doświadczonego, również w warunkach azylowo-fundacyjnych weta, kochającego zwierzęta mimo lat praktyki, które mogłyby go wypalić - ale tego nie zrobiły. I zaręczam Ci, ze dobrze go zrozumiałam. Cały czas mówimy o kocie LECZONYM.

Zapewne jest jakiś cień ryzyka, że kot leczony na świerzbowiec uszny zarazi kota zdrowego, jednak jest ono na tyle niewielkie, że do pominięcia - zdaniem mojego weta, któremu ufam.

Ale oczywiście zdarzało mi się słyszeć straszenie, ze szczepiony kot rezydent umrze z powodu sprowadzenia do domu drugiego kichającego, albo zdrowy kot natychmiast się zarazi od tego z leczonym świerzbem. Myślę, ze wszystko zależy od tego, czy się ma nastawienie raczej lękowe, czy też nie. Nasz kot rezydent może również umrzeć, bo poszliśmy z nim do lecznicy, w której się czymsik fajnym zarazi. A nam może spaść cegła na głowę po wyjściu z tej lecznicy. Pytanie, czy teraz powiemy wszystkim, żeby nie chodzili z kotem do weterynarza? Czy jednak ryzyko zarażenia w klinice jest na tyle małe (choć nikt nie przeczy, że występuje), że pomijamy je i zalecamy wizyty z chorym zwierzakiem u weterynarza, nawet mimo skojarzenia tego ryzyka z ryzykiem zabicia nas przez cegłę po wyjściu z lecznicy? Ale może, żeby było bezpieczniej, lepiej zamówić wizytę domową lekarza u chorego kota? Co jednak, jeśli lekarz przyniesie jakieś zarazki na butach? I takie pytania można mnożyć.

My zabierałyśmy do domu już różne chore zwierzęta, i nie działo się nic. Ale słyszałam też o przypadku, kiedy po adopcji kota z interwencji z Jadwisina wszystkie koty-rezydenci już nie pamiętam, albo poumierały, albo ledwo zostały odratowane, bo taki ciekawy zarazek przyniósł nowy przybysz. I teraz, czy mam wszystkim powiedzieć, że ich koty umrą kiedy się weźmie do domu chorego kota? Nie, jednak nie. O ryzyku trzeba informować rozsądnie i w granicach realizmu, a nie - wyolbrzymiać je.
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Śro gru 23, 2015 0:09 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Czym innym jest informowanie o ryzyku (nawet małym), a czym innym pisanie, że do przeniesienia choroby konieczna jest jakaś wydumana i nierealna w warunkach pozaeksperymentalnych procedura. Napisałaś to tak, jakby zarażenie w inny sposób było niemożliwe. A nie jest. Nawet gdy założymy, że ryzyko jest na poziomie kilku procent albo nawet jego dziesiętnego ułamka - to jest to na tyle duże, że trzeba o tym pisać. Śmieszne 1% daje jednego kota zarażonego na w 100 takich przypadkach - nieporównywalnie więcej od spotykanych gdzieniegdzie oszacowań prawdopodobieństwa uderzenia pioruna, śmierci w katastrofie lotniczej czy może z powodu spadającej z lecznicy cegły. A dla bezpieczeństwa i tak powinno się mieć świadomość, że a) pasożyt z którym mieliśmy do czynienia nabył jakąś oporność na lek, b) partia podanego leku była wadliwa. Dlaczego producenci leków piszą na ulotkach o działaniach niepożądanych z prawdopodobieństwem wystąpienia w populacji w przypadku nawet 1 na 100 000 osób? Przeredagowałabyś im te ulotki, bo przesadzają? Pamiętaj też, że otodektoza jest potencjalną zoonozą. Bardzo rzadko jest w stanie "wejść" na człowieka, ale właściciel kota POWINIEN o tym wiedzieć.

Przygarniający czy adoptujący chorego kota (leczonego też, leczony to nie wyleczony) powinien mieć świadomość pewnych rzeczy i nie bagatelizować zazwyczaj prostej do przeprowadzenia własnej, wewnątrzdomowej kwarantanny nawet w przypadku stosunkowo niegroźnych chorób (jak świerzb uszny). Po pierwsze dlatego, że to pozwoli mu ograniczyć ryzyko rozprzestrzenienia choroby, po drugie dlatego, że tego wymaga zwykła przyzwoitość.

Torto

Avatar użytkownika
 
Posty: 6
Od: Czw gru 17, 2015 18:23

Post » Śro gru 23, 2015 8:36 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Masz rację. Mam nadzieję, ze informujesz także równie wyczerpująco pacjentów o ryzyku zarażenia kota chorobą, w tym panleukopenią, podczas wizyty weterynaryjnej, także domowej. Uczciwa i przyzwoita informacja to podstawa (y).

A tak z ciekawości, są akurat jakieś badania potwierdzające, że zaraża się od nowego kota leczonego kot rezydent akurat aż w jednym procencie? Czy też może być to równie dobrze jedna dziesiąta promila albo jedna dziesięciotysięczna promila, a my sobie tu tak tylko luźno dywagujemy?

I jeszcze jedno - nie wiem czy wiesz, ale zawsze zalecamy przy dokoceniu początkową izolację kotów, z przyczyn behawioralnych. Być może ta świadomość ułatwiłaby Ci lekturę wszystkiego, co do tej pory napisałyśmy i postawiła to we właściwym świetle.

Ja z kolei pozostanę przy zaufaniu w informacje pochodzące od swojego weterynarza, za którymi stoi wieloletnie doświadczenie. Przy braku jakichkolwiek badań klinicznych (zapewne) na ten temat wiedza płynąca z wieloletniej praktyki weterynaryjnej jest jedyną realną wiedzą, jaką można na ten temat zdobyć. Ale jeśli dysponujesz jakimiś wynikami badań klinicznych, to podziel się, zawsze się chętnie uczymy. Pozdrawiam świątecznie.
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Śro gru 23, 2015 10:21 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Nie wiem jak się cytuje to wkleję :"Wątku sensu przeprowadzania obserwacji w kierunku wścieklizny nawet nie chcę za bardzo rozwijać. Napiszę tylko, że jej sensem jako takim nie jest stwierdzenie czy zwierzę choruje na wściekliznę, tylko czy w momencie pokąsania innego zwierzęcia (w tym człowieka) mogło chorobę na pogryzionego przenieść. Z punktu widzenia epizootiologii sens ma nawet przeprowadzenie jednej 15-dniowej obserwacji i po jej negatywnym rozstrzygnięciu i ponownym pokąsaniu rozpoczęcie kolejnej."
Zgadzam się, że są przypadki kiedy obserwacja jest konieczna, ale myślę, że nie trzeba panikować z powodu każdego ugryzienia... Kiedy byliśmy adoptować naszą kotkę przyszedł się przywitać taki czarny pingwinek, który mnie dziabnął, mogłam narobić rabanu, że zostałam pogryziona, albo przyjąć, że on po prostu nie za bardzo lubił głaskanie i to był jego sposób na okazanie, że już starczy. Ta koteńka ugryzła w warunkach szczególnych obcą osobę, ponieważ bała się, nie wiedziała co ją czeka i chciała się ratować. Moim zdaniem te okoliczności powinny być wzięte pod uwagę. Szczerze mówiąc gdyby moja kotka ugryzła mnie w takiej sytuacji przyjęłabym to na spokojnie.

Seramarias

 
Posty: 337
Od: Śro lip 15, 2015 11:38

Post » Śro gru 23, 2015 10:45 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Adopcja kota zawsze jest związana z jakimś ryzykiem. Przecież mówimy o żywych stworzeniach, które mają mieć ze sobą kontakt. My też zarażamy się w pracy, w sklepie, w domu od rodziny. Mimo to nie unikamy kontaktu z innymi ludzi. Wysyłamy dzieci do żłobków, przedszkoli, odwiedzamy znajomych w szpitalach, podajemy herbatę bliskim z grypą.
Rezydent może czymś zarazić nowego i nowy może czymś zarazić rezydenta. I taką informację ludzie zawsze ode mnie otrzymują. I zawsze wymagam, aby kot w domu był zaszczepiony.
Ale po pierwsze przy początkowej izolacji (którą zawsze zalecamy!) to ryzyko się zmniejsza. Po drugie korzyści z dokocenia dla obu kotów są tak duże, że warto podjąć to niewielkie ryzyko. Oczywiście po uprzednim poinformowaniu o takim ryzyku - rzetelnym a nie poprzez zastraszanie i podnoszenie niemal do rangi katastrofy epidemiologicznej.
Dla kota siedzącego w schronisku mniejszym problemem będzie zarażanie się świerzbowcem w nowym domu (w które nie wierzę w przypadku już leczonego kota, ale owszem jakaś tam możliwość jest) niż dalsze siedzenie w schronie. Im dłuższe siedzenie w schronie, tym większe ryzyko złapania kataru, grzyba, robaków czy też pogorszenie stanu nerek, wątroby. A także ryzyko śmierci. Ryzyko zarażenia od rezydenta świerzbowcem to przy tym pikuś.
Dla kota, zwłaszcza dla Roszponki, która absolutnie nie powinna być jedynaczką, a którą skazano na jedynactwo, ważniejsze jest, aby miała kocie towarzystwo niż ryzyko przejecia od niego kk, grzyba, pasożytów czy też wreszcie (nie bez powodu na końcu) świerzbowca usznego.
Mówimy o kotach w domu a nie w schronisku. W schronie mimo chęci, starań, zaangażowania i ogromu pracy wielu osób to zdrowienie kotów wygląda jak wygląda. W kotach schroniskowych różne choroby "siedzą". Nawet w przypadku kotów adoptowanych jako zdrowe, zawsze mówię, że w domu kot może się rozchorować - może złapać kk, może wyjść grzyb, syf w uszach i praktycznie na pewno jest zarobaczony.
Ale w domu, gdzie kot ma indywidualną opiekę, te choroby są mniej problematyczne, sytuacja wygląda zupełnie inaczej, leczenie wygląda inaczej. Jest krótsze i skuteczniejsze, choćby dlatego że kot nie ma kontaktu z kilkudziesięcioma innymi kotami i nie jest narażony na ciągły stres.

Leczony świerzbowiec uszny NIE jest żadnym przeciwwskazaniem do dokocenia. Przeciwwskazaniem będzie pp, nieszczepiony rezydent, stary rezydent, który zawsze był jedynakiem czy też nieuregulowana choroba (cukrzyca, pnn) rezydenta.
To że Roszponka jest w trakcie leczenia uszu nie jest przeciwwskazaniem do adopcji. Bardziej prawdopodobne jest to, że kot poschroniskowy przyjdzie ze swoim świerzbowcem (tak jak to się stało z Roszponką), niż to, że zarazi się od Roszponki :mrgreen: .
Jeśli ktoś chce adoptować kota ze schroniska, ale obawia się, że kot po adopcji będzie narażony na zarażenie się czymś od rezydenta, przyzwoitość nakazuje poinformować tę osobę, że owszem nowy kot może coś złapać od rezydenta, ale w schronie czyha na niego bez porównania więcej zagrożeń.


A teraz ważniejsze wieści :D

Z bazy wynika, że wczoraj do domu pojechali:

723/15 - Krakus :piwa: . I tym samym wszystkie koty od zbieracza są już we własnych domach :ok:
Obrazek

1054/15 - Zara - pięknooka dama
Obrazek

1070/15 - Zana - przemiła pieszczocha, acz z charakterkiem
Obrazek

1071/15 - Plamusia - i dobrze, bo w weekend mocno kichała
Obrazek

I została odebrana 1097/15 :ok:
Obrazek
Ostatnio edytowano Śro gru 23, 2015 11:31 przez Revontulet, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Revontulet

 
Posty: 5813
Od: Sob maja 26, 2012 8:26
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro gru 23, 2015 10:54 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Wow, to dużo adopcji jak na przedświąteczne zabieganie :ok: oby to nie były prezenty pod choinkę i oby w swoich domach spędziły już resztę życia :ok:

Szalony Kot

 
Posty: 23304
Od: Pt wrz 24, 2010 13:01
Lokalizacja: Grodzisk Maz./ Warszawa

Post » Śro gru 23, 2015 11:20 Re: PALUCH 14. MRAU. Święta za pasem. Nie dla wszystkich dom

Na prezenty to raczej kociaki i szczeniaki, a nie syczący Krakus czy kichająca Plamusia :wink:
Często po słabszym weekendzie jest więcej adopcji w tygodniu.
Mam nadzieję, że to dobre i przemyślane adopcje :ok: .
Obrazek

Revontulet

 
Posty: 5813
Od: Sob maja 26, 2012 8:26
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot], puszatek i 334 gości