Na wstępie tylko powiem, ze do teraz nie moge się dodzwonić do dzielnicowego, więc nie wiem, czy był u nich, czy nie i czego się dowiedział- jutro będę dzwonić.
A odnalezienie Horsa to jakaś bajka- cały czas brzmi to dla mnie niewiarygodnie- o 20.00 zadzwoniła do mnie koleżanka z oddziału, ze przyszła na dyżur nocny, a pod drzwiami oddziału siedzi kot i czym bym go nie zabrała, bo taki biedny, i oswojony. Pogadałam z nią chwię, mówiła, ze jest szaro-biały, ale nic mnie jeszcze nie tknęło. Porozmawiałam z TŻ-em i zdecydowaliśmy, ze weźmiemy tego kota stamtąd, bo w szpitalu miałby małe szanse na dłuższy pobyt.
Zadzwoniłam do pracy, zeby powiedzieć, że jadę po niego, i dopiero w tym momencie coś mnie tknęło i zapytałam, czy ten kot jest taki zwyczajnie bury, czy srebrny. Powiedziały, ze srebrny, ze mam białe łapki i różowy nos. Wystrzeliliśmy z domu w sekundę. Ja wautobusie aż cała podskakiwałam z niecierpliwości. Wpadliśmy biegiem na oddział i... to był ON!!!!
Siedział najedzony na przewijaku, zadowolony z życia.
To był jeden z najszczęsliwszych momentów mojego życia- wyłam w głos ze szczęscia.
Nie mogę w to do teraz uwierzyć. Nie rozumiem tego po prostu. Co prawda szpital nie jest daleko od miejsca zamieszkania tych ludzi, więc ostatecznie mógłby siętam przybłąkac, ale jakim cudem akurat na mój oddział?

Albo stał sie cud, ze przybłakał sie własnie tu (ale to jak wygrana w totolotka), albo został tu podrzucony. Jedna i druga wersja wydaje mi się nieprawdopodobna. Jestem zwyczajnie w szoku.
W tej chwili jestem ciekawa, co powie dzielnicowy, co oni mu powiedzieli, jutro będę wiedzieć.
A HorseTheSecond? Chodzi po całym mieszkaniu, od razu wszedł do kuchni z okrzykiem "Where is the food?", terroryzuje inne koty- zupełnie tak samo, jak półtora miesiąca temu

Jerst brudny, ale dobrze odżywiony. Nic nie rozumiem.
Ale jestem maksymalnie szcześliwa!
