» Czw kwi 09, 2009 6:50
od przyszłego tygodnia będziemy pod opieką Hospicjum .
dr. spytała mnie czy dam sobie radę ,czy wytrzymam ,powiedziała ze będzie bardzo ciężko ......
mówie sobie byle nie cierpiał ,ale sam fakt umierania jest cierpieniem najcięższym ,tak cieszył się ze spacerów z wnuczką,że będzie chodził na ryby,że........
myślę że to moja wina ,bo widziałam że coś się dzieje,tyle rzeczy mnie niepokoiło ,a potem to już poszło błyskawicznie.
może gdyby wygnała siłą do lekarza ,może
szykuje się do szpitala ,na 10 mamy konsultacje ostatniej nadziei ,czy da rade jeszcze troszkę przedłużyć życie..............jeszcze troszkę ........
takich pacjentów jak Grześ nikt nie chce przyjmować,tylko szpital rejonowy
już pytałam
pacjenci nierokujący zajmują tylko łóżko ....
patrze na mieszkanie ,na te swoje futerka i zastanawiam się jak damy sobie radę ,jak będziemy żyć bez tego najważniejszego człowieka w naszym ,w moim życiu .
Jeszcze nie tak dawno jesień,zimę,wiosnę codziennie po pracy targał Tytka do weta ,wracaliśmy po nocy ,nie dospał ,nie dojadł..zawsze był
wszystko mogłam do domu przytargać nigdy się nie skrzywił,wydawałam wszystkie ciężko zarobione pieniądze na zwierzęta i też nic nie powiedział..
a wczoraj musiałam mu powiedzieć .........
muszę wziąść kąpiel i iść...
czepiam się włoska nadziei...
