Dlatego Lucuś musi znaleźć najlepszy dom pod słońcem.
Cały czas go obserwuję pod kątem tych problemów, które sprawiał w tamtym domu i powiem szczerze - nie widzę nic niepokojącego.
Dziś nawet czekałam co zrobi jak wlazł mi na łóżko i dość długo wąchał kołdrę, która się ułożyła w formie "miseczki" ( idealna kuweta!)
No dobra, nie ułożyła się, tylko chwilę wcześniej pies tam wymościł sobie gniazdo (użytkują łóżko naprzemiennie). Stwierdziłam nawet że jak nasika to będzie uzasadnione, bo zlikwiduje sobie zapach psa. Gapiłam się wieć ukradkiem na niego.
Nie zrobił nic. Obwąchał kołdrę,a potem zaczął się bawić. To jeden z powodów dla których uważam ścielenie łóżka za głupie

Gonił jak oszalały, polował, łapał kołdrę w zęby i zagryzał, kopał, wierzgał.
Potem wstał i wyszedł z pokoju... za chwilę wrócił. Rozmościł się znów w tej dziurce i zasnął.
Okazało się że był w kuwejcie i zrobił siku - sprawdzone, bo chwilę wcześniej nie było, a kuwejt wczoraj był gruntownie sprzątany.
I weź tu nie zgłupiej. Kot oddany z powodu sikania wszędzie.
Już ponad tydzień u mnie. Nie zabraniamy mu niczego, skacze gdzie chce,śpi gdzie chce, na podłodze leżą rzeczy które mogły by zostać osikane.
Nie sika. Tylko do kuwejtu.
Analizuję to i przecież, mówmy sobie co chcemy, że mnie kocha lub też nie, ale u nas w mieszkaniu nie ma raju.
To niecałe 30m2, ciśniemy się tu jak sardynki, nie mamy się nawet jak jedno od drugiego odizolować, wszyscy jesteśmy razem bo musimy być razem.
Dziecko lata i się drze, ciągle się coś dzieje, piski, krzyki, pies hałasuje, teraz dodatkowo jest pobudzony cieczkującą sąsiadką owczarką, więc już ogólnie kosmicznie. Żyjemy szybko, szaleńczo, sporo ludzi przechodzi przez nasz dom, bo przychodzą się opiekować młodą jak ja jestem w pracy.Sąsiad u góry całą dobę wierci i stuka, bo go jakiś szał remontowy wziął i tłucze się aż nie mam dośc i nie zapukam miotłą w sufit.
A kot... ma się dobrze.
Bawi się jak kociak, sypia sobie na łóżkach zadwolony, mruczy do wszystkich jak opętany, łasi się i domaga o żarcie.
Wczoraj nawet uraczyłam zwierzaczki sercem cielęcym, bo robiliśmy zapasy mięcha dla psa. Oczywiście pies jak zobaczył krew i surowe mięso to dostał ataku histerii i
o-boże-on-tego-nie-zje-bo-on-się-boi, więc Lucek wciął dwie porcje - swoją i psa.
Dzielny z niego kocina. Bardzo dobrze asystuje w kuchni. I jest taaaki dobry dla tego piesa.
Nawet mu nie wprał jak wrócilismy ze spaceru rano - a byliśmy bardzo blisko, bo kiedy wycierałam psu łapy to Lucek siedział w koszyczku tuż obok.
Ale jestem dumna, moje starania nie idą na marne
