Około roku 1983, już dokładnie, niestety, nie pamiętam, wtedy byłam "nastolatką" przybłakał sie do mojego domu "majutki" kociak. Oczywiście został. Był taki sam, jeśli chodzi o umaszczenie, jak Fil. I reszta opisów Jadzi się składa idealnie, jeśli chodzi i o charakter - nie koci, bo ludzki, pamiętam jego oczy - takie dobre... Minęło tyle lat od jego przejścia za TM, a ja, kiedy o nim nie pomyślę, tyle razy płaczę, nawet teraz
I ciągle mam wyrzuty sumienia, że go ratowalam, ale nie uratowałam. Nawet życia nie przedłużyłam, mimo, że tak bardzo chciałam i wyłam z płaczu po nocach. Kicia, teraz to wiem, miał PNN, a wtedy nie było żadnego kociego jedzenia (chociażby Whiskas, nie wpominając o Renal, K/d itp. inne jedzenie na inne schorzenie), wtedy były kartki na wszystko, wtedy nie było lecznic wet jak teraz, wtedy się kota nie płukalo, nawet nie wiedziałam, że coś takiego można. Ratowalam go (myślałam, że ratuję) do ostatniego tchnienia, żaden wet nie płukał go, tylko był antybiotyk na nerki...
Kicia przeszedł na TM w wieku około 4 lat.
Jadziu, Fil żyje tylko i dzięki Tobie Twoim zabiegom, Twojemu Wielkiemu Sercu. Dodałas Filowi rok życia, choc wiem, że to trudne teraz patrzeć, jak stan ogólny się pogarsza i wyniki są nienajlepsze

... Widzisz, mnie nawet to się nie udało

.
JESTEŚ WIELKA I WSPANIAŁA.
Kilka razy dziennie sprawdzam Wasz wątek i trzymam bardzo mocno kciuki i myślę.
Trzymajcie się ile się da, najmocniej, najcieplej, nadłużej...
Gutek pisze:Jadziu pomyśl raczej o tym ile dobrego dla Filemona zrobiłaś. To dzięki Tobie i Twojej miłości on wciąż żyje.
Buziaki od całej naszej bandy a w szczególności od Burania (kota nakolankowego i nałóżkowego, w co wciąż nie wierzę)