Już po wszystkim.
Dla porządku dodam, ze czerwone dziąsła zauważyłam jakieś 1,5 tygodnia temu.
Zaczełam od zmiany karmy na mokrą, potem podawaliśmy antybiotyk, ale rezultaty były niezadawalające.
Wczoraj wysłałam męża do lecznicy z kotem, przekonana ze odbedzie się to tak jak pisała Zakocona - na zywca, ewentualnie na "głupim jasiu".
Nie bardzo podobal mi sie pomysł usypiania kota, wiec probowałam się jeszcze dowiedzieć o alternatywne metody - możnaby smarowac codziennie dziąsła maścią przeciwzapalną i dalej podawać antybiotyki.
Ale w przyszłym tygodniu wyjeżdzam, koty zostaną pod opieką rodziców i nie byłam pewna czy oni by sobie z tym poradzili. No i wetka też radziła zacząć od tego kamienia. Przed narkozą standardowo są robione dokładne badania krwi, wykluczono m.in. mocznicę.
Po południu odebrałam kota, kiedy go zobaczyłam aż mi sie serce ścisnelo - zakrawawiony pyszczek i nosek, rozszerzone źrenice, zesztywniały z przerażenia usiłował się zlać w jedno ze ścianką transportera. Kiedy go dotknełam skulił sie ze strachu.
Chwile potem - po wyjściu z lecznicy - nie ten kot: oczka się otwarły, wąsiki nastroszyły, szyjka wyciagnela z ciekawością, oblizał się porządnie i zaczął kombinować jak sie pozbyć opatrunku na łapce
Dostaliśmy środki przeciwbólowe na noc i na rano (rimadyl), antybiotyk na 4 dni i receptę na żel do dziąseł - mam codziennie smarować. Dzis rano zaczełam i już widać dużą poprawę - kocio pozwala sobie otworzyć pyszczek bez problemu, a dziąsełka sa znacznie mniej czerwone.
Oczywiście karmienie suchym do zagojenia odpada calkowicie, a potem od czasu do czasu chyba tylko małe chrupki dla kociąt.