Dziękuję Wam wszystkim. Gunia mnie też bardzo zapadła w serce. Żałuję strasznie, że nie dałam jej domku wczesniej, ciągle były wtedy małe koty - podrzucane do szpitala, potem koty z Zielonej, pomiędzy tym tymczasowaniem miałam remont mieszkania (i wtedy była u nie tylko Pusia). A Gunia "jakoś sobie radziła"... I dopiero kiedy wyraźnie przestała sobie radzić, w ubiegłym roku, podjęłysmy (w duzym stopniu dzięki Femce i dzięki pomocy "podbierakowej" Iwci) akcję łapania Guni. I to dzięki wam, dziewczyny, dzieki Dorci, która Gunię złapała na - widziany pierwszy raz w życiu - podbierak, dzięki Iwci, która ten podbierak przywiozła do szpitala, dzięki Femce, która transportowała Gunię do lecznicy, a potem uzyczyła jej tymczasu, dzięki CoolCaty, która dzikiego kota pacyfikowała i leczyła, andorce, która przewiozła ją do lecznicy teraz (nie mogłabym w ogóle brać kotów do domu, gdybym nie miała pewnosci, ze w razie potrzeby pomożecie mi "transportowo") - dzieki wam wszystkim Gunia choć przez krótki czas zaznała domowego życia. Chyba była szczęsliwa, a w kazdym razie nie tęskniła do "wolności", bo nigdy nie widziałam, żeby np. zblizała się do osiatkowanego otwartego okna. Zaanektowała jeden pokój i BARDZO długo nie chciała z niego wychodzić, nawet kiedy był otwarty. Ale jakieś pół roku temu zaczęła przychodzic do drugiego pokoju i sypiała na nagrywarce DVD. To dla niej zaczęłam zostawiać odkręcony, ciurkający kran, bo lubiła z niego popijac. To jej bez protestu pozwalałam wchodzić na kuchenny stół, z którego raczej przeganiałam inne koty (bo musi być jakies czyste miejsce w domu

). To głównie dla niej kroiłam codziennie surowego kurczaka... Miałam - i nadal mam - wobec niej poczucie winy, dlatego pozwalałam jej na wszystko i starałam się poświęcać czas na głaskanie, choć często kończyło się ono guniowym łapoczynem. Gunia pozwalala się głaskac, ale nie dawała się brac na ręce. Tylko ostatniego dnia przed podróżą do lecznicy, rano, pozwoliła mi się przytulić i trzymać na kolanach. Spóźniłam się przez nią do pracy ale tuliłam ją w ramionach tak długo, dopóki sama nie powiedziała "dość".
Byłam przekonana, że Gunia przeżyje narkozę i że będzie jeszcze trochę ze mną, ale jej organizm powiedział "dość" i wszystko się skończyło... Żegnaj, najmilsza koteczko...







