Napisałam długiego posta.... i zjadło
Jutro porozmawiam na spokojnie z domkiem Toriny, bo pozostały jeszcze dwie kwestie do omówienia: kwestia kuwety i alergia. Narazie skupiłam się na charakterze. Poinformowałam panią że Torina miewa humory, że sama nie wskakuje na kolana, tylko trzeba ją gdzieś "przydybać" i sprawdzić, czy jest w dobrym nastroju, że jest indywidualistką nie przepadającą za kontaktem "na siłę", etc, etc. Pani spokojnie mnie wysłuchała i stwierdziła że u tricolorek to normalne, i akceptuje Torinę taką, jaką jest. Sama mam taką kotkę, przychodzi na mizianie kiedy ma ochotę, a na każdą próbę "kontaktu" ze strony człowieka, reaguje sykiem, albo warczeniem. Ostatecznie pacnie łapą, ale najczęściej woli się wycofać. Kotów oczywiście nie cierpi, reaguje bardzo podobnie i z agresją. Torina jest jednak trochę inna - z jednej strony, widzę że ona CHCE kontaktu z człowiekiem, chce być miziana, głaskana i tulona, a z drugiej jednak, woli się wycofać, poleżeć na telewizorze (teraz na drapaku) i spokojnie poobserwować otoczenie z bezpiecznej odległości. Napewno przyczyniły się do tego różne zabiegi, liczne wizyty u weterynarza, podawanie paskudnych leków, etc, etc. niestety, nieuniknione z racji jej alergii. Być może Torina na nowo się otworzy i zaufa, rozkwitnie, tylko potrzeba czasu, którego nie mogę jej teraz dużo poświęcić ze względu na naszego nerkowego Kaya. Narazie opieka nad Toriną ogranicza się tylko do sprzątnięcia jej osobistej kuwety i nakarmienia, ewentualnie kilku głasków... na szczęście Torina jest łakoma, przybiega na dźwięk wysypywanej do miski karmy, wtedy zapomina o strachu i można ją spokojnie głaskać. Z kuwetą jest trochę skomplikowana sprawa, Torina załatwia się tylko do kuwet, wyłożonych gazetami, ale potrafi też nasiusiać poza kuwetą czy zrobić kupę, wczoraj załatwiła się obok zlewu, a dokładniej przed szafką na śmieci, gazety miała czyste, dostęp swobodny, czyli problem ewidentnie tkwi w głowie. Nie karcę, nie przeganiam, przemywam zanieczyszczone miejsce domestosem, ale już wiem, że za kilka dni znajdzie sobie nowe... nie wiem co o tym myśleć. Chyba trzeba się będzie z tym pogodzić.
No nic, pożyjemy, zobaczymy. Jeśli znajdzie się domek, który naprawdę pokocha Torinę taką, jaką jest, czyli z wpadkami, z alergią, i z charakterem... to będę bardzo, bardzo szcześliwa. Póki co, nie robię sobie zbędnych nadziei, i powoli przyzwyczajam się do myśli, że Torina u nas zostanie. Jako piąty rezydent.