» Wto cze 02, 2009 13:56
Agatko, to nie mogło się udać, wiedzieliśmy, że możemy tylko wspomóc kicię leczeniem, żeby dobrze się czuła przez czas, który jej pozostał - niewydolne nerki były źle rozwinięte (karłowate) i miały nieprawidłową strukturę. Pogorszenie przyszło z dnia na dzień - jeszcze w niedzielę kicia czuła się dobrze, łaziła za nami, zjadła pokaźną porcję jedzonka wieczorem, jak poszłyśmy z Lidką ją nawodnić. W poniedziałek przed południem leżała jak szmatka i miała problem z dojściem do kuwety, była wyraźnie obolała i traciła równowagę. Być może udałoby się wykraść dla niej jeszcze kilka dni, gdyby dało się założyć ten cholerny wenflon, nawadnianie podskórne nie płucze tak dobrze jak kroplówka.
Strasznie smutno, przykro i żal; jeszcze niedawno pogoniła z napuszonym ogonkiem fundacyjnego Kuśtyczka - dorodnego kocurka, który poważnie się jej wystraszył (no bo co to - jakaś taka malutka, napuszona pchełka, dziwnie się poruszająca - lepiej zwiewam), pchała się za nami do kuchnio-łazienki, głośno dopominając się praw drapieżnika do miski mięsa...
tak trudno pogodzić się z przemijaniem