Chyba zabili kota? Mogę coś zrobić?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sty 19, 2009 23:31

ja mysle ze w pierwszej kolejnosci jest to wina weterynarza i jego rad
tak naprawde oczywiscie wszystko kosztuje - ale akurat od przeleczenia jednego kota na koci katar z pewnoscia jego weterynaryjny budzet nie poszedł by z torbami
a teraz wlasciwie co chcesz udowodnic?
skoro ktos był niemiły to jak oddawac mu zwierzaka? a do tego takieej szysze okolicznej...

osobiscie uwazam ze sprawami zwierzat - schroniskami itp itd powinni zajmowac sie osoby z powołania ktore wiedzą co to zwierze a nie wykonują swoją robotę bez zadnych emocji i uczuc :(

szkoda kocurka - zwłaszcza ze był oswojony a nie dziki - moze gdyby był dziki radziłby sobie lepiej :(

karunia

 
Posty: 2224
Od: Pon kwi 26, 2004 22:10
Lokalizacja: Warszawa Mokotów

Post » Wto sty 20, 2009 13:38

KTÓRE TO SCHRONISKO???? pytam.

I powtarzam, schron mógłby byc najlepszy, ludzie najbardziej na świecie przejęci, a kot i tak miał spore szanse umrzeć. Przeciez sami znacie to z drugiej strony- "kot xxx depresja go zabija" ile jest takich tematów na miau?

Może rzeczywiście byłam zbyt ostra, ale powiedzcie sobie uczciwie- gdybyscie się zetkneli z podobną sytuacją siedząc w schronie, nie od zainteresowanej, to prawdopodobnie gromy by się posypały na dziewczyne przednie...
kontakt telefoniczny: 786 116 007 Obrazek

Jeśli komuś coś zalegam (bazarek itp) proszę o kontakt- skleroza ;)

ulvhedinn

 
Posty: 4214
Od: Śro wrz 13, 2006 19:09
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sty 20, 2009 14:24

Skąd ludzie mogą wiedzieć jak zwierzęta reagują na schronisko? Biorą bezdomne zwierze, zmarznięte, mokre, chore, zaniedbane i pierwsza ich myśl to schronisko. Schronisko, które według nich chroni, leczy, pomaga. Ponadto nie każdy jest panem własnego losu (czytaj-nie finansuje się sam, nie mieszka u siebie itd.).
Lollipop zrobiłaś co mogłaś i najlepiej jak potrafiłaś.....
Obrazek
Obrazek

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Wto sty 20, 2009 20:23

ulvhedinn pisze:Może rzeczywiście byłam zbyt ostra, ale powiedzcie sobie uczciwie- gdybyscie się zetkneli z podobną sytuacją siedząc w schronie, nie od zainteresowanej, to prawdopodobnie gromy by się posypały na dziewczyne przednie...
Mogę odpowiedzieć za siebie - nie, nie posypalyby sie. Bo jak ciut wyzej galleana napisala ludziom schronisko kojarzy sie slowotworczo ze schronieniem.

Moze kiedys, z 5 lat temu jak caly moj wolny czas lub jeszcze wiecej poswiecalam na pomoc kotom we Wroclawiu (taka fizyczna, nie taka jak teraz np. organizujac jakas akcje uswiadamiajaca) to reagowalam emocjonalnie, porywczo i wg mnie w tej chwili - zbyt ostro. Uwazam ze z wiekiem i doswiadczeniami zyciowymi mocno przystopowalam w takim zapedzaniu sie bo do NICZEGO to nie prowadzi, no chyba ze do wlasnego wyzycia sie.

Trzeba zrozumiec ludzi spoza forum Miau, bo swiat kotow i zwierzat nie ogranicza sie do tego miejsca. Ktos moze nie wiedziec, ktos mogl nie trafic i tutaj powinien znalezc ludzi ktorzy mu to wyjasnia, moga powiedziec ze zrobil blad, ze mozna bylo lepiej, ale nie musza tego robic na dzien dobry walac taka osobe miedzy oczy ciezkim kalibrem riposty.

Ani to kotu zycia nie zwroci, ani nie nauczy niczego innych, ktorzy w przyszlosci tutaj trafia i wyłuszczą coś, co być może można było lepiej. Jedyne co takie reakcje daja to chwilowa ulge osobie atakujacej (pamietam po sobie), ale dzisiaj uwazam ze nie mozna sobie przynosic ulgi czyims kosztem (nawet jesli jest to wirtualny byt na forum, bo po drugiej stronie jednak ktos siedzi). A juz na pewno nie wolno tak naskakiwac na kogos innego, nowego, o kim nic nie wiemy, nic wczesniej nie pisal na forum MIAU, nie mozemy nawet spekulowac kim jest.

Ktos mogl to wytlumaczyc lollipop - lekarz mogl powiedziec ze moze lepiej go doleczac na wolnosci (nie wiem tez ile kasowal bo faktycznie leczylam i katar i kaliciwirusa za przyslowiowe grosze po kosztach lekow!), ktos w schronisku mogl powiedziec "Pani, zabieraj go pani bo nam tu padnie" tym bardziej ze do schroniska dzwonila i kontakt z nia byl.

Lena

 
Posty: 5089
Od: Śro wrz 29, 2004 13:00
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sty 20, 2009 22:11

Nie odpowiem jakie to schronisko. Muszę dokładnie przemyśleć fakt, kiedy chcę nagłośnić sprawę. W tej chwili może nam to zaszkodzić.

Jest mi naprawdę źle. Wczoraj cały dzień przepłakałam. To było bezmyślne i okrutne morderstwo na zwierzęciu do którego - mimo wszystko - się przyzwyczailiśmy. Mogliśmy go zabrać i oni doskonali o tym wiedzieli. Ale woleli go zabić. Dlaczego? Tego się nie dowiem. Jest mi go tak strasznie źle, on był taki posłuszny, łagodny i przyjazny, nigdy nie miauczał, nie był agresywny, dał się wyprowadzać z domu bez sprzeciwu, nie atakował naszych kotów. Zawsze cicho przychodził, zjadał karmę, pił wodę, kładł się na dywaniku w korytarzu i zasypiał. Nazywaliśmy go "roboczo" Misiu. Teraz już się nie położy na tym dywaniku i nigdy nie zje ze swojej miseczki, bo jacyś głupi ludzie postanowili go zabić, mimo iż wiedzieli że ma gdzie wrócić. Czuję się winna, mogłam nie interweniować. Pewnie gdyby mógł sam podjąć decyzję, wolałby dalej żyć. Nawet ciężko chory, ale żyć.

lollipop

 
Posty: 24
Od: Pon sty 19, 2009 13:54

Post » Wto sty 20, 2009 22:37

Lolipop bardzo Ci współczuję, wiem, że chciałaś jak najlepiej. Rozumiem też Twoje wątpliwości co do tego, czy podjąć działanie przeciwko prowadzącemu schronisko. Sama mieszkam w ok. 30 tys. miasteczku i wiem, jak to wygląda...
Wiem też, że w takich mieścinach nie zawsze można uzyskać pomoc pomimo dużego wysiłku.
Szkoda, że tak późno trafiłaś na miau. Tutaj w razie potrzeby na pewno uzyskasz pomoc. Jest tu dużo forumowiczów od lat pomagających kotom, oni doskonale wiedzą co robić w przeróżnych sytuacjach i potrafią się niesamowicie organizować.
Nie płacz już... :(
ObrazekObrazek
Obrazek

kasiakom

 
Posty: 5637
Od: Śro maja 03, 2006 20:55
Lokalizacja: Turek

Post » Wto sty 20, 2009 23:34

Lollipop, potrzeba czasu, żeby to trochę mniej bolało. Zrobiłaś tyle, ile mogłaś i umiałaś zrobić w tamtej sytuacji i w tamtym czasie. Wiem, że gdybyś wiedziała, czym to się skończy - szukałabyś innego rozwiązania. Stało się źle, jednak próbuj tłumaczyć sobie, że podjęłaś wówczas taką decyzję, którą uważałaś za słuszną. W swoim życiu wiele razy pomagałam zwierzakom ale nie zawsze to pomaganie kończyło się pełnym sukcesem. Kiedyś np zawiozłam psa ("powypadkowego", znalezionego przy ulicy) do jednej z warszawskich lecznic - pies umarł a ja zostałam z wyrzutem sumienia, bo ktoś ochrzanił mnie z góry na dół, że zawiozłam go to tej lecznicy, o której "wszyscy wiedzą, że to mordownia". Ja niestety nie wiedziałam. Ochrzaniono mnie (osoma nie z kociego forum ale doświadczona w pomaganiu zwierzętom - jednak "narwana'") za niewinność; wyrzuty sumienia miałam i mam nadal, choć na logikę biorąc, są one nieuzasadnione. Kiedyś pewien kot został potrącony przez samochód i leżał w kałuży - było bardzo zimno. Ludzie patrzyli i szli dalej. Pewien chłopak i moja córka zainteresowali się kotem, chłopak wyciągnął go z kałuży. Córka zadzwoniła do mnie. Zamiast do pracy pojechaliśmy (ten wspomniany chłopak i ja) z kotem do lecznicy - na SGGW. Kot był przemarznięty, ale przytomny. trzymał głowę do góry, pozwalał się głaskać, był łagodny i miły, tylko bardzo się żalił. Miał czyste oczy, nosek, futerko (bure w czyste białe łaty). Zamoczony miał jeden bok ale nie w błocie, bo leżał w kałuży na asfalcie). Na SGGW trafiliśmy na "lekarza" o nazwisku edward kołodziejski. Zapytał, czy to mój kot, czy to kot chłopaka, który wniósł kota do lecznicy. Po usłyszeniu, że to nie nasze zwierzę - odmówił udzielenia kotu pomocy. Powiedziałam, że przecież ja zapłacę. Facet na to, że to nie ma znaczenia - on się do kota nie dotknie, bo kot "może być wściekły". Facet powiedział mi, że mogę tego kota zawieźć do schroniska na kwarantannę a do niego przywieźć po dwóch tygodniach kwarantanny. Koniec dyskusji. Zawieźliśmy kota na do innej lecznicy: lekarki ratowały, rozgrzewały, włożyły do inkubatora, ale było za późno. Kot umarł z wychłodzenia organizmu. Mam wyrzuty sumienia, bo gdybym nie zawiozła go na SGGW, może by żył. Tylko, że o SGGW wiedziałam, że jest czynna od rana, więc właśnie tam pojechałam.
Ten sam lekarz pewnego razu namawiał, żebym uśpiła szczeniaka (znalezionego na ulicy) z urazem łapki (złamanie którejś kostki w "nadgarstku". Pan "lekarz" twierdził, że trzeba podjąć tę trudną decyzję, bo ten ten pies i tak będzie kaleką, a skoro jest bezdomny .... . Inni lekarze zagipsowali psiakowi łapkę i wyzdrowiał. ma teraz już kilka lat i nawet nie kuleje. Jak opisałam te dwie sprawy na forum, dostałam pw (prywatną wiadomość) od jednej z forumowiczek. Napisała mi tak: "co za bzdury to jest najlepszy lekarz w calej Warszawie, jest stanowczy i moze nie robic milego wrazenia, w koncu nie ma miec "serca" tylko dobrze leczyc..a to wlasnie robi.<i dobrze, ze dba tez o siebie,nie mozna sie dac zwariowac..kot mogl byc wsciekly". Mało mnie krew nie zalała, odpisałam wkurzona do bólu, może nawet mało grzecznie (trochę żałowałam później, że dałam się sprowokować), po czym otrzymałam taką odpowiedź: "no coz..sama jestem lekarzem i wiem,ze serce nie zywi ani nie leczy, a takich ludzi jak pani nie brakuje..o zgrozo..".
To była trochę inna sytuacja, niż Twoja, ale również było mi przykro. Nie zawsze udają nam się "akcje ratunkowe", nie zawsze spotkamy się ze zrozumieniem, a czasem jeszcze nam "dokopią".

Postaraj się sama sobie tłumaczyć, że postąpiłaś najlepiej, jak umiałaś. Wypłacz się porządnie raz, ale później postaraj się z tego otrząsnąć. Takie przeżycia zostają w nas na zawsze, bolą (z czasem trochę mniej) i są jak zadra, jednak trzeba jakoś sobie z nimi poradzić. Jesteś wartościowym, dobrym człowiekiem, pomożesz jeszcze niejednemu zwierzakowi (choć z pewnością teraz modlisz się o to, żeby żaden potrzebujący stwór nie stanął na Twojej drodze i nie wystawiał Cię na traumatyczną próbę). Rozumiem to. Każdy człowiek: chce/może/potrafi pomóc na tyle, na ile: chce/może/potrafi. Wiem, że takie zdanie wygląda głupio, ale moim zdanie jest prawdziwe. Większość ludzi nie kiwnie palcem. Ty pomagasz.
Na tym forum jest wiele osób, które w trudnej sytuacji, gdy trzeba ratować zwierzaka, oferują natychmiastową pomoc i naprawdę pomagają. Wcześniej nie mogłaś tego wiedzieć - teraz już wiesz. Jesteś bogatsza o kolejne życiowe doświadczenie.
Niektórzy są zbyt kategoryczni w swoich poglądach, ale to dobre ludziska, tylko trochę pyskate i w gorącej wodzie kąpane. Czasem swą wyrywnością mogą zrobić komuś przykrość, żeby nie powiedzieć, że krzywdę, ale to niezamierzone.
Przytulam Cię mocno, trzymaj się dzielnie.

jola_pik

 
Posty: 594
Od: Sob kwi 16, 2005 23:20

Post » Śro sty 21, 2009 1:07

Lollipop trzymaj sie. Jestes czlowiekiem o dobrym sercu i to sie liczy najbardziej.

Probuj kontaktowac sie z TOZem - lepij miec wsparcie "z gory", niz dzialac na wlasna reke.

I Drogie Panie, przynajmniej we wlasnym imieniu prosze o troche umiaru w emocjach... Wszyscy gdzies, kiedys zaczynali. Kazdy ma swoje mozliwosci... Nie zniechecajcie ludzi do wspoldzialania! Szczegolnie singielki prosze o wyrozumialosc.

alareipan

 
Posty: 7217
Od: Wto lip 22, 2008 13:50
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro sty 21, 2009 1:15

ulvhedinn pisze:KTÓRE TO SCHRONISKO???? pytam.

I powtarzam, schron mógłby byc najlepszy, ludzie najbardziej na świecie przejęci, a kot i tak miał spore szanse umrzeć. Przeciez sami znacie to z drugiej strony- "kot xxx depresja go zabija" ile jest takich tematów na miau?

Może rzeczywiście byłam zbyt ostra, ale powiedzcie sobie uczciwie- gdybyscie się zetkneli z podobną sytuacją siedząc w schronie, nie od zainteresowanej, to prawdopodobnie gromy by się posypały na dziewczyne przednie...

]
Ty to wiesz, my to wiemy..
Ludzie nie wiedzą, bo niby skąd.
Ja sama osiem lat temu nie wiedziałam, bo nie miałam do czynienia z kotami.
To wymaga czasu, wiedzy.
Nie można naskakiwać na kogoś, kto chciał, ale nie tak mu wyszło.
Na miłość boską, trochę tolerancji.

Czy cale życie byłaś taka uświadomiona, wszystko wiedziałaś od razu, o kotach, sterylce, schroniskach :?:
Sądzę, że przyszło to dopiero z czasem.
Więc pozwól innym ludziom się pomylić i nauczyć.

Czy Ty nigdy nie popełniłaś błędu, nie masz nic na sumieniu, jeżeli chodzi o koty :?:
Nie wierzę, bo każda z nas ma coś, co jej zalega na wątrobie, coś co moglą, nie zrobiła, nie zdążyła, zaniedbała...

Tak to już jest, nie jesteśmy bogami, tylko ludzmi.
Dobrze, żeby o tym pamiętać.
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro sty 21, 2009 1:24

Lollipop napisz mi naPW co to za schron, obiecuję nie robic afery- za to jeśloi coś wiem o tym schronisku może cos podopowiem. Prawda jest taka, że sa miasta, gdzie TOZ prowadzi schroniska i nie zawsze bywają to DOBRE schrony. Wtedy nie ma co skarzyć sie do TOZu trza szukac innej drogi.

Myślę że moja reakcja wynikała z historii Mai , kotki, którą się opiekowałam. Przyniesiona przez opiekunkę leżała we własnych sikach (nie trzymała moczu, nie koordynowała ruchów, miała na wpół bezwładne łapki). Pani łaskawie oświadczyła że MOŻE zabierze koteczke JEŚLi się wyleczy.
Kota wylądowała u nas, leczenie trawało prawie 5 miesięcy. W tym czasie pani opiekunka nawet nie zapytała o podopieczną. Kotka (jako że przeszła na stan schroniska i została oficjalnie wyadoptowana mi) znalazła dobry dom w Niemczech. Po czym pani z niejakim oburzeniem stwierdziła, że przeciez chciała ją zabrać!
Nieważne że żeby kota wyszła na prosta trzeba było czasu, cierpliwości, leków i rehabilitacji, ta pani potraktowała schronisko jak darmowy szpital, cyt. "bo ona sika po meblach".

I stąd jestem uczulona na oddawanie kotów do schroniska na "wyleczenie".

Swoją drogą coś mi się nie widzi ten wet, który wam kicię leczył :?
kontakt telefoniczny: 786 116 007 Obrazek

Jeśli komuś coś zalegam (bazarek itp) proszę o kontakt- skleroza ;)

ulvhedinn

 
Posty: 4214
Od: Śro wrz 13, 2006 19:09
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro sty 21, 2009 1:30

lollipop pisze:Nie odpowiem jakie to schronisko. Muszę dokładnie przemyśleć fakt, kiedy chcę nagłośnić sprawę. W tej chwili może nam to zaszkodzić.

Jest mi naprawdę źle. Wczoraj cały dzień przepłakałam. To było bezmyślne i okrutne morderstwo na zwierzęciu do którego - mimo wszystko - się przyzwyczailiśmy. Mogliśmy go zabrać i oni doskonali o tym wiedzieli. Ale woleli go zabić. Dlaczego? Tego się nie dowiem. Jest mi go tak strasznie źle, on był taki posłuszny, łagodny i przyjazny, nigdy nie miauczał, nie był agresywny, dał się wyprowadzać z domu bez sprzeciwu, nie atakował naszych kotów. Zawsze cicho przychodził, zjadał karmę, pił wodę, kładł się na dywaniku w korytarzu i zasypiał. Nazywaliśmy go "roboczo" Misiu. Teraz już się nie położy na tym dywaniku i nigdy nie zje ze swojej miseczki, bo jacyś głupi ludzie postanowili go zabić, mimo iż wiedzieli że ma gdzie wrócić. Czuję się winna, mogłam nie interweniować. Pewnie gdyby mógł sam podjąć decyzję, wolałby dalej żyć. Nawet ciężko chory, ale żyć.


Dziewczyno, trzymaj się.
Następnym razem bedziesz mocniejsza, mądrzejsza :ok:



Właściwie, to nie wiesz, co się stało, może faktycznie znalazł jakiś dom, tego przecież nie można wykluczyć :roll:

Pytasz się w tytule wątku, co możesz zrobić.
Możesz pomóc następnym kotom, już bardziej mądrze, zostając na forum.
Tutaj znajdziesz pomoc w rozwiązaniu następnych kocich tragedii.
Dasz radę, dziewczyno :ok:
Jesteś dobrym człowiekiem, a to jest najważniejsze.
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro sty 21, 2009 4:00

Ale w sumie co z tego że jestem dobrym człowiekiem, co z tego że pomogę innym.
ON NIE ŻYJE!
Nic tego nie zmieni!
Jego życie było dla niego wszystkim co miał, ja nie mogę tak po prostu pomyśleć - a tam, przynajmniej mam nowe doświadczenie. On umarł!
Wybrał nas, wybrał nasz dom, zaufał nam a my go wydaliśmy na śmierć...

Zawsze uważałam że człowiek ma bardziej rozwiniętą niż zwierzęta inteligencję nie po to by móc wykorzystywać zwierzęta (dlatego jestem wege) i nad nimi panować, ale po to by je chronić i pomagać im. A tutaj się nie sprawdziłam. Nie ochroniłam go, tylko zabiłam. Zaufałam złym ludziom. I nie, to nie jest ich wina. Powinnam była już się przyzwyczaić do faktu że ludzie są bezrozumni, źli, głupi i okrutni. Miałyście rację. To wyłącznie moja wina.

Boże, co za paradoks! Ja tego 23 grudnia byłam bardzo dumna z siebie że w końcu coś dla niego zrobiłam!

Gdyby kierownik mówił prawdę to dla świętego spokoju, by nas uspokoić, podałby ten numer, wiedział jak nam zależy by kot wyzdrowiał.

Ja nie mogę teraz nawet obejrzeć filmu, bo nie mogę pogodzić się z tym że moje życie toczy się dalej, podczas gdy on leży gdzieś zakopany.

Nie daję sobie z tym rady.

lollipop

 
Posty: 24
Od: Pon sty 19, 2009 13:54

Post » Śro sty 21, 2009 9:11

lollipop pisze:Ja nie mogę teraz nawet obejrzeć filmu, bo nie mogę pogodzić się z tym że moje życie toczy się dalej, podczas gdy on leży gdzieś zakopany.

Nie daję sobie z tym rady.

Lollipop...tak sobie myślę, że nie ma chyba pośród nas osoby, która nigdy nie popełniła żadnego błędu....
W tym takiego, który kosztował życie jakiegoś kota.
Błedu wynikającego z nieuwagi, zaniechania, niedopatrzenia, braku wiedzy czy inych przyczyn.
I jak mówi stare chińskie przysłowie "nie chodzi o to, żeby nie upaść - chodzi o to, żeby nie podnieść się z pustymi rękami". Czyli - zwyczajnie - wyciągnąć wnioski z tego co się stało.

To fakt, ten kot miał tylko jedno życie i je stracił ale...zapewne wróci w innym futerku a Ty będziesz już wiedziała co robić :ok:
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Śro sty 21, 2009 9:26

Lollipop, my tu doskonale rozumiemy Twój ból. Ale musisz iść dalej, co się stało, to się nie odstanie. Koty czekają.

Taki wartościowy człowiek jak Ty, tak wrażliwy i odpowiedzialny, wymagający od siebie, nie od innych, to skarb dla kotów i dla tego forum. Ściskam Cię serdecznie. I będę Ci kibicować, jeśli zdecydujesz się nagłośnić sprawę.
Obrazek

Happy

 
Posty: 2832
Od: Śro lis 19, 2003 2:36
Lokalizacja: Bayreuth, Niemcy

Post » Śro sty 21, 2009 10:08

lollipop pisze:ON NIE ŻYJE!
Nic tego nie zmieni!
Pozwól, że zacytuję Twoje własne słowa - ale po to, żeby były raczej otuchą.

On nie żyje, nic tego nie zmieni. Twój żal już też nie, choć na pewno musisz go przejść i przeżyć. Jedni przeżywają go krócej, jedni dłużej.

Ja też kilka razy wyłam jak bóbr w poduszkę bo coś zaniedbałam. Pamiętam kota Duduka, ktorego "wcisnela" mi ze schroniska Kulka. Niejaka Dagmara ktora potem byla je DT tez go pamieta. Jak piekny idealnie bialy, slyszacy, zjawiskowy, roczny, domowy kocur zawinal nam sie w tydzien na panleukolpenie meczac sie okrutnie bo MNIE nie przyszlo do glowy ze roczny domowy kot (no to chyba z raz szczepiony byl - myslalam) ktory w schronisku nie byl nawet doby moze miec p.!!!

Nawet nie wiesz jak ja wtedy wylam, za nim, nad swoja glupota ktora sie wykazalam mimo ze bylam juz tutaj na Miau dlugo (sic!) i nad wielka krzywda i bolem jaki przynioslam DT, ktory podejrzewam ze zostalby DS, bo bardzo sie nad nim rozplywali...

Ale wreszcie musialam zrozumiec, ze:
lollipop pisze:ON NIE ŻYJE!
Nic tego nie zmieni!


Jednak poki co, jak bedziesz miala ciezkie chwile i bedziesz chciala zeby ktos wysluchal Twoich zali to pisz tutaj. Ja nie mialam nikogo komu moglabym sie wygadac, moj TZ ani odrobine, nawet w takich chwilach nie wspiera mnie w "kocich sprawach" :( To tez w kwestii singielek troche.

Lena

 
Posty: 5089
Od: Śro wrz 29, 2004 13:00
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Iza KaeR, marta_kociara i 209 gości