Dlaczego koty znikają z Dolnego Miasta
Jowita Kiwnik2007-12-28, ostatnia aktualizacja 2007-12-28 18:04
Mieszkańcy gdańskiej dzielnicy byli przekonani, że zwierzęta wyłapują złe kobiety. Okazało się jednak, że to wolontariuszki działające na zlecenie miasta. A mruczki trafiają do weterynarza, gdzie są sterylizowane
Na drzewach i słupach na Dolnym Mieście ktoś nakleił kserokopie artykułu o szczurach atakujących Gdańsk. Obok odręczna notatka, że po dzielnicy grasuje hycel, który łapie pożyteczne koty (podane jest jego nazwisko, a nawet numer rejestracyjny samochodu, którym wywozi zwierzęta).
- Jeżdżą we dwie, z taką koleżanką - mówi pani Zofia. - Mają wędkę z haczykiem, na który nabijają wątróbkę i w ten sposób zwierzęta wabią do klatki. Potem zamykają w piwnicy. Po jakimś czasie koty znikają, nikt nie wie gdzie. Niektóre są wypuszczane na pół ogolone. - Widziała to pani? - pytamy z niedowierzaniem. - Sama im przeszkodziłam. Policję wezwałam - denerwuje się pani Zofia. - Mojego kota też zabrały. A policja nic nie robi.
Idziemy pod adres "hycla" wskazany na kartce. Domofonu nikt nie odbiera. Stukamy do drzwi. W środku pali się światło, ale nikt nie otwiera. Kiedy jesteśmy już dwa piętra niżej, słyszymy skrzypnięcie drzwi. - Ta pani i tak nie otworzy - mówi spotkany przed budynkiem sąsiad. - Faktycznie ona tutaj z koleżanką łapie koty - mają specjalną drucianą klatkę - ale nie wygląda na taką, co by zwierzęta krzywdziła. Chociaż kotów jakby mniej ostatnio - dodaje niepewnie.
Mieszkańcy napisali list z prośbą o interwencję do gdańskiego radnego Marka Bumblisa. Podpisało się pod nim 15 osób. - Brzmi to jak z filmu Hitchcocka, ale sprawę należy wyjaśnić - zapewnił radny.
Ale policja już tajemnicę rozwiązała. - Te panie są wolontariuszkami, wyłapywaniem kotów zajmują się za zgodą gdańskiego Urzędu Miasta, który rozpoczął akcję sterylizacji zwierząt - mówi Piotr Strojny, rzecznik prasowy Miejskiej Komendy Policji w Gdańsku. - Mają odpowiednie dokumenty. Koty zawożą do weterynarza, tam zwierzęta są sterylizowane. Po jakimś czasie wypuszczają je w tym samym miejscu. Wygląda na to, że doszło do nieporozumienia między wolontariuszkami a paniami dokarmiającymi koty. Prawdopodobnie jedna z nich wypuściła kota na dwór, a te panie zdążyły go złapać i zawieźć do sterylizacji. I wtedy zaczął się cały konflikt.
To ten artykul. Mozna poczytac