Mam nadzieje, że to jednak nie HIV, chociaz, według słów weta, wszystko na to wskazuje...
Jarku, najgorzej jest z wytrzymywaniem zachowania tej kobiety.
Ona obarcza mnie psychicznie i emocjonalnie swoimi kocimi i finansowymi problemami bez żadnego skrępowania.
Dzwoni o kazdej porze z pretensjami, że nie ma pieniędzy na jedzenie dla kotów albo, że którys kot jest chory i po lekach podanych przez weta nic nie jest lepiej, etc.
NP. w Wielki Czwartek obraziła sie na mnie , bo nie pojechałam z nią do Macro po puszki dla kotów. A ja byłam akurat w trakcie mycia okien, rozmamłana, w domu bałagan, etc.
A przy tym jest tak uparta i bezkompromisowa, że nie sposób jej czegokolwiek wytłumaczyć. Ilez to razy mówiłam, że za drogo karmi swoje koty, że trzeba je przestawic na tańsze puszki... groch o ścianę!
Z jednej stony szkoda mi jej. Jest niemal całkiem sama, syn uważa ją za dziwaczke i utrzymuje dość oziebłe stosunki.
Szkoda mi tez kotów. Są takie piękne, zadbane, przymilne i kontaktowe.
Jest jeden rudy kocurek, jeden czarny z krawacikiem, jeden czarny-dymny, jeden srebrny pręgowany a`la whiskas, jedna kociczka tez srebrna pregowana ( siostra kocurka), jedna bura ( do sterylki na dniach!)i matka maluchów- Marysia, cała czarna. No i dwa chłopaki po 6 miesięcy, czarny i bury. Razem 9 sztuk.
Maluchy z matką są do adopcji. Już dawałam ogłoszenia wszędzie, ale wiecie jak to jest... jeszcze teraz to podejrzenie wirusa...

Duzo by opowiadać...