Poszłam dziś z psem do lasu polazic.Obok są dzialki i czasami widac zdziczale koty.Dzis tak sobie ide patrze na daszek a tam siedzi piekny rudy dziki kot.
No wiec ide dalej sciezką zeby wejsc do lasu a w moja strone idzie czarny kot.
Zapiełam psa zeby go nie pogonil ide dalej a kotek wbiega na gorke miedzy drzewa.Jak juz doszlam w jego strone to malo mi oczy nie wypadly
Czarny kote siedzial oparty glówką o drzewo miał potwornie wielka rane na klatce piersiowej.Mial jedna strone spuchnieta i rozcieta do miesa.Na nim pelno krwi, z oczu tez mu cos wyplywalo.I byl taki chudziutki
Wycigłam do niego reke bo sie nie bal i juz prawie mialam ale kot zobaczyl za mna Borysa i zwial w krzaki na takie wielkie pole.Trawa wysoka na 160 cm.
Zapielam psa do drzewa i biegne zeby go zlapac ale stracil mi sie z oczu.Szukałam go 30 minut przedzierajac sie przez krzaki no ale nic.Poprostu przepadl.Potem zaczoł padac bardzo mocny deszcz i siedzialam z psem pod drzewem nastepne 30 min zeby nie zmoknać.Jak wracalam do domu dalej sie rozglądałam ale nigdzie go niewidzialam.
Jaka szkoda ze zwial. Kot oswojony byl ale chyba ktos go do psa wrzucil (tam jest pelno domkow i wredne psy trzymaja w klatkach)bo te rany tak wygladaly.Biedaczek szkoda ze niewiedzial ze moj pies mu nic nie zrobi.Wieczorem pojde zas tam moze gdzies bedzie chociaz szczeze wątpie bo wygaldal tak jak by juz umieral
