Kurde no..
Bylam dzis u jednego weta, ale natrafilam tylko na jego sekretarke.
Opisalam jej o co chodzi z ta AKCJA - stwierdzila, ze "cos tam slyszeli" i ze pan doktor "dostal jakis list.. chyba w tej sprawie". I ze sie zastanowia.. I jak cos, mam dzwonic w marcu "tydzien przed planowanym terminem"...
Strasznie sie dzis rano spieszylam i z tego wszystkiego niestety nie wzielam ze soba wspomnianego listu, ani ulotek, ale bede upierdliwa i wroce tam. I bede namawiac..
A jutro odwiedze lecznice, gdzie przynosimy nasze kotuchy. Tam nie ma zadnych sekretarek

i moze pojdzie latwiej.. Zwlaszcza, ze lepiej znam tamtejszych lekarzy.. Ech..
