No wrobili mnie. Po prostu.
Przecież dokładnie im pokazywałem co myślę o jak to nazywali "towarzystwem dla mnie"i jakoś to szło przerabiane na moje kopyto oczywiście, czy raczej na moją łapę.
Tym razem było trochę inaczej. Muszę też obiektywnie stwierdzić, że nie zrobili tego w celu uszczęśliwienia mnie (oczywiście na siłę) tylko z powodu, które Ona nazywała "biedne maleństwo". Jedno cieszyło moje uszy, Ona powtarzała jak zaklęcie, że naprawdę to tylko na czas jakiś. On temu pomysłowi bardzo się przeciwstawiał a ja mu wiernie kibicowałem i trzymałem łapkę za niego. Bronił się długo i zacięcie, naprawdę ale wiecie jak to jest...
Muszę przyznać, że "biedne maleństwo" mocno odbiega od tego co dotychczas było mi dane oglądać jako "kot". Niby podobne, ale całkiem inne - gabarytowo głównie. Maciupeństwo okropne. To mnie trochę zbiło z tropu i zacząłem zachowywać się nie tak jak bym chciał, nawet ... polizałem "biedne maleństwo" po główce na dzień dobry

No wiem, całkiem nie po mojemu się zachowałem. Co prawda, tak zupełnie to nie dałem za wygraną i wieczorem już pokazałem swoją drugą naturę Piranii, ale Oni bardzo "biednego maleństwa" pilnowali. Nawet, muszę ze wstydem przyznać się, dostałem ścierą!!! Wyobrażacie sobie! Ja ścierką! Autentyczną ścierką (bo to w kuchni było).
I tak jakoś kilka dni nam upłynęło.
Zauważyłem, że dzieje się ze mna coś dziwnego. Głównie przejawia się to tym, że lubię "biedne maleństwo" od czasu do czasu myć. Nie żeby było jakoś przesadnie brudne ale po prostu znajduję w tym pewną przyjemność. Zresztą po co ja to piszę, gdyby nie było w tym pewnej przyjemności to bym tego przecież nie robił prawda? He,he. Spróbujcie zmusić mnie do robienia czegoś co sprawia mi przykrość.
"Biedne maleństwo" dostaje inne żarcie niż ja. Było mi to do pewnego momentu całkiem obojętne, ale w końcu każdego by zaintrygowało co Ono dostaje, że z takim zacięciem wcina. Wczoraj postanowiłem spróbować. Błeee, to był po prostu gotowany kurczak z marchewką i czyms tam jeszcze - coś czego nie znoszę! Ale tak dla przyzwoitości polizałem i wiecie co, nie było to tak ochydne jak kiedyś kiedy próbowali mi cos podobnego dawać. Może Ona nauczyła się gotować lepiej? W każdym razie dziś trochę tego "biednemu maleństwu" zjadłem. Naprawdę trochę, żeby nie pomyśleli przypadkiem, że mi to smakuje.
Zupełna nowość to mała kuweta w kuchni. No coś takiego! Powiem Wam, że to nawet nie jest porządna kuweta kocia tylko fotograficzna!
"Biedne maleństwo" - jeśli pozwolicie, zwane w skrócie Bi eM - ponoć jest za małe żeby trafić do przyzwoitej kuwety w łaziecne i Ona musiała Bi eM nosić tam, a jeśli nie utrafiła z czasem to Bi eM lało po kątach he,he. Było to zabawne nawet i dające wielkie nadzieje mi, że Bi eM wymaszeruje z domu - bo nie myślcie sobie, że do końca pogodziłem się z jego obecnością, o nie!!! - ale nic z tego. Mimo, że Ona lania po kątach nie znosi jakoś dziwnie w przypadku Bi eM nie przeszkadzało jej to. Bardzo dziwne. Pojąłem jedno, słowo "maleństwo" oznacza u nas "wszystko mi wolno". Ponieważ ja nie jestem "maleństwo" nie wolno mi nawet Bi eM gryźć! a jemu wolno!!! Biega za mną, fakt ,że powoli na tych tycich nóżkach, i najnormalniej podgryza! Ponoć chce się bawić! A ONi są zachwyceni! Nie, no nie mam słów.
A jak ja Bi eM podgryzam to toto wrzeszczy wniebogłosy i Ona zaraz biegnie i mi przeszkadza.
Na swój sposób polubiłem "biedne malństwo", sprawdzam nieraz co robi, czasami nawet przez moment pobawimy się ale i tak główne moje zainteresowanie nim na razie sprowadza się do okazjonalnego wyszorowania mu futerka co dokumentuję zdjęciem które Ona w tym momencie zrobiła. Wiem, że niezbyt wyraźnie widać nas, ale gdy się przyjrzycie zobaczycie moje łapy obejmujące Bi eM.
Część!
http://upload.miau.pl/15973.jpg