Ano byłam, na oczy ujrzałam. Zdjęć nie mam, choć zataśtałam się do nich z całym worem pożyczonego sprzętu.
Niestety z wyglądu wciąż nie nadają się do ogłaszania. Mają się lepiej, ale żeby nabrały wyglądu puchatych kuleczek, to na to potrzebują jeszcze trochę czasu, a czasu nie mają...
W tym stanie urody w jakim są, to mógłby sie na nie skusić najwyżej jakiś zagorzały miłośnik gryzoni, bo bardziej one szczurkom niż kotom podobne.
Jedzą już same, ale jedzą całymi swymi jestestwami, do pobierania pokarmu służą też łapy, ogon, brzuch. Po jedzeniu należy sie koniecznie wytarzać w trocinach, a potem walnąć kupala na podłogę i oczywiście rozmazać go w trakcie zabawy z bratem.
Są jeszcze naprawdę malusieńkie i dopiero się wszystkiego uczą, przy tym fleje straszliwe.
Nie wiem, czy kolejny tydzień zmieni ich wygląd na tyle, żeby mogły wystąpić w sesji. Choć bardzo bym chciała, nad pewnymi faktami po prostu nie można zapanować, maseczki z ogórka im nie zrobię dla poprawy urody, potrzebują czasu, żeby wydobrzeć, a jak już pisałam czasu nie mają i błędne koło....
Teraz jeszcze przez tydzień zostają tam, gdzie są, potem, albo będą mogły zostać jeszcze do 1 listopada, albo jadą już ze mną w teren.
Zjeżdżam z obecnej pracy najprawdopodobniej 1 listopada i prawdopodobnie zostaję do 20 na miejscu i też nie wiem, czy w międzyczasie nie będę gdzieś jeździć. Po 20 nie mam już żadnych możliwości opiekowania się maluchami.
Gremlin:
