Niestety kotkowi mogłyśmy już tylko pomóc odejść za TM
Zajechałam na podwórko ale podobnie jak koleżanka Krynia08, zastałam tylko dwa tłuste koty.
Obeszłam wkoło, kiciałam ale kociaka ani widu więc zapukałam w pierwsze drzwi w bloku.Pani stwierdziła, że o koty dbają i ona żadnego połamanego nie widziała.Podziękowałam i poszłam jeszcze raz poszukać.Z okna na piętrze wyjrzała kolejna babka, młoda, sympatyczna.Pogadałyśmy, również stwierdziła że o niczym nie wie ale obiecała dać znać jakby kota zobaczyła.Zostawiłam więc nr telefonu i poszłam ale coś mnie tknęło żeby zajrzeć do tej budki. Kot tam był. Pomyślałam, że nie żyje bo leżał w samym końcu budki zwinięty w kłębek i się nie ruszał.Wsadziłam łapę i wtedy się ocknął i ruszył na mnie z pazurami.Nigdy nie łapałam dziczków i trochę się wystraszyłam. Zastanawiałam się jak go stamtąd wyciągnąć. W końcu kijem

narzuciłam na niego ręcznik i przysunęłam bliżej otworu.Czapnęłam za kark, spakowałam i do weta. Kot najprawdopodobniej po wypadku.Tył bezwładny, uraz kręgosłupa, połamany ogon,kość udowa lewej nogi wybita ze stawu, strzaskany staw skokowy.Uraz nie był świeży, na pewno nie dzisiejszy i nie wczorajszy.Kot w kiepskim stanie ogólnym.Rozważałysmy z wetka ewentualną amputację tej złamanej kończyny ale druga też niesprawna i kocurek wolnożyjący
