Moje koty są szczepione na wszystko na co można zaszczepić kota, lącznie z wścieklizną, bo latem wybywamy za miasto, a tam lasy dookola; spacery po lesie też nam się zdarzają.
Szczepienia przeciwko kocim chorobom są raz do roku, a przeciw wściekliźnie raz na dwa lata. Nie pamiętam dokladnie ile to kosztuje, ale chyba okolo 60-70 zl; pewnie zależy od lecznicy i od szczepionki. (Podobno aktualnie najlepsze są produkcji Merriala.) Przed pierwszym szczepienem warto zrobić testy na FIV/FELV; to jednorazowy wydatek okolo stówki. Koty niewychodzące warto też zaszczepić, bo będą mialy styczność z kotem wychodzącym. Moje zalożenie bylo takie, że w taniej mnie wyniesie szczepienie niż ewentualne leczenie (jeśli w ogóle choróbsko byloby uleczalne).
U weta jesteśmy zasadniczo dwa razy do roku - przy okazji szczepienia i po 'sezonie spacerowym', czyli jesienią. Są też regularnie odrobaczane, ale zanim wpakuję im pigulę, robię najpierw badania kupszczela pod kątem parazytów (ok. 10 zl; cena pigulu od kilku do kilkunastu zl). Jeśli nic nie ma, to sobie odpuszczamy, a jeśli jest, to lek dobieramy pod kątem robali, bo nie wszystkie na wszystko dzialają (cena różna, zależy od preparatu). Dodatkowo stosujemy preparaty spot-on przeciwko pchlom i kleszczom tudzież niektórym pasożytom przewodu pokarmowego, choć przyznam, że tylko raz zdarzylo się, że mój nieżyjący już rezydent zlapal kleszcza (cena 20-35 zl, raz na 4-6 tygodni w sezonie spacerowym). Pchly - w ilości kilku sztuk slownie - zdarzyly się 2-3 razy i od razu bylo wiadomo, bo koty skakaly jak glupie i chwilami zachowywaly się, jakby ktoś dziabnąl je szpilką w zadek

Nigdy nie zdarzylo się nam żadne schorzenie bezpośrednio związane z wychodzeniem na dwór, więc o tym pisać nie będę. Sumarycznych kosztów nie podam, bo dla mnie spacery są integralną częścią kociego życiorysu i koszta z tym związane wchodzą w ogólny koszt utrzymania zwierza.
Na spacery wychodzimy przy ladnej, suchej pogodzie w porze przedpoludniowo-poludniowej, bo wtedy na podwórkach jest względny spokój. Ale ja pracuję u siebie i mogę wybrać porę. Jeśli ktoś nie może, to radzę wybrać taką, w której nie wychodzą psy; latwo to rozpracować, bo ludzie na ogól pilnują stalych godzin. Na spacerze trzeba zwracać uwagę na psy i na to jak kot na nie reaguje (jeden z moich profilaktycznie robi szczotę na widok psa i często zauważa go jeszcze zanim ja zauważę; nieżyjący rezydent nie bal się psów w ogóle i bywalo, że pogonil jakiegoś dla zabawy

); to się zresztą może zdarzyć każdemu kotu, jeśli widać, że pies nie bardzo wie co robić. Niektóre psy (szczególnie male) glupieją na widok kota na smyczy

. Na koty też trzeba mieć oko, bo zdarzają się agresywne, a są bardziej uparte niż psy. W każdym razie nie należy automatycznie zakladać, że takie spotkanie będzie radosne i przyjazne. Ja czasami noszę po kieszeniach kasztany, żeby mieć czym prewencyjnie rzucić w okolicę takiego osobnika. Na ogóle daje dyla zanim się polapie o co chodzi.
I jeszcze jedno: o ile dla moich kotów spacery są ewidentną frajdą, to dla mnie przyjemność obserwowania jak kanapowiec zmienia się na powrót w myśliwego jest bezcenna! Czlowiek nie ma pojęcia ile można się przy okazji od wlasnego kota nauczyć
