agiis-s pisze:...
pani Iza dzięki pomocy z forum i vivy możne cały swój czas poświecić zwierzakom (i czyni to doskonale) - ale normalnie ludzie pracują - czasem po 12 godzin aby kociemu stadku zapewnić pełną miskę
i myślę ze warto o tym pamiętać
To nie fair.
Pani Iza pomoc z forum dostaje od 1,5 roku, a z Vivy jeszcze krócej.
Kotami na wielką skalę zajmuje się od kilkunastu lat i wiem z jakim trudem jej to przychodzi. Chodzi mi nie tylko o wysiłek fizyczny, ale i finansowy.
Znam ją od ponad 5 lat i obserwuję jak miesiąc po miesiącu, rok po roku topi wysokie zarobki męża w działalność, która nie przynosi jej ani uznania ludzi ani jakiejkolwiek innej korzyści.
Od lat jest zadłużona z powodu karmienia przeogromnej ilości kotów i wiem że od zawsze miała niepopłacony na czas czynsz i inne rachunki np. za gaz, prąd, czy telefon.
Nawet teraz mimo wielu wirtualnych adopcji ma od kilku m-cy niezapłacony r-ek telef. i odłączony telefon stacjonarny.
Tak wygląda jej finansowa rzeczywistość bez upiększeń.
A teraz kilka słów o tym, że "cały może swój czas poświęcić zwierzakom".
Rzeczywiście to czyni, bo codziennie przez 16, a nawet 18 godzin dziennie zajmuje się wyłącznie kotami.
Od rana do północy haruje ponad siły.
Jest wątłej budowy, więc nie wiem jak to robi, gdy prawie codziennie raniutko targa na rowerze po kilkadziesiąt kilogramów ryby.
Potem porcjuje, gotuje, targa na rowerze gary po kilka kilometrów w jedna stronę, potem następne gotowanie w szybkowarze i znowu wyjazd na rowerze do kotów,itd, a koło północy zasiada do komputera by podzielić się z nami dobrymi i złymi informacjami o podopiecznych.
Ta cała jej działalność charytatywna zajmuje jej miesięcznie ponad 500 roboczogodzin. Jest to ponad 2,5 etatu, za który nikt jej nie płaci i nigdy w przyszłości nie wliczą tych lat do jej emerytury.
Jeśli p.Iza nie zacznie pracować zawodowo, to nie dość że nie będzie miała emerytury, ale nawet nie nabierze uprawnień do ewentualnej renty.
Wiem, że kiedyś był to jej wolny wybór, a teraz już nie ma wyboru bo nie może zawieść głodnych kotów codziennie czekających na nią w kilkudziesięciu miejscach.
Czasami o godz 2 w nocy, kiedy widzę że jeszcze wpisuje się na forum to dzwonię do niej, by powiedzieć jej coś pokrzepiającego.
Nie mogę jednak pogadać dłużej, bo przecież następnego dnia czeka ją kolejny pracowity dzień. I tak świątek, piątek i niedziela.
Nie wiem jak inni, ale ja zdejmuję przed nią czapkę z głowy z uszanowania.
A co do innych karmicielek to powiem krótko.
Od lat łapiąc do sterylizacji kocice w różnych częściach miasta stykam się z ogromną ilością osób, które czasami z ogromnym poświeceniem zajmują się kotami żyjącymi na wolności (karmią, leczą, budują budki itd).
Wiele z tych osób karmi koty kosztem rodziny, kosztem czasu wolnego poświęconego dodatkowej pracy, czy kosztem niewykupionych leków. Tak wygląda koci wolontariat w naszym kraju. Smutne to, ale najgorsze że nie widać szansy na poprawę.
Mam wielki szacunek dla tych bezimiennych karmicielek (na dodatek często prześladowanych przez obcych oraz przez najbliższych). Wydaje mi się, że większość czytających ten wątek myśli podobnie.