Zacznę od początku i proszę o to by każdy kto czyta ten wątek wypowiedział się szczerze. Każdy kto wsparł nas finansowo.
Postanowiłyśmy pomóc kociakom ze schronu, które umierały tam jak muchy. Jednego dnia było 10 a następnego już o 5 mniej. Codziennie przychodziły nowe mioty, zadbane i piękne kocięta które po 2-3 dniach dostawały rozwolnienia i marniały z godziny na godzinę. Nasze intencje były dobre – wiedziałyśmy, że to panleukopenia i, że walka będzie ciężka. Miałyśmy jednak ozdrowieńce i doświadczenie w walce z tą ciężką chorobą.
Wcześniej z jednej piwnicy wyciągnęłyśmy 30 kociaków i udało się uratować 20! To fantastyczny wynik jakpp, i każdy kto miał z nią styczność na pewno się ze mną zgodzi.
Wydzieliłyśmy jedno pomieszczenie w domku i postanowiłyśmy zabrać kocięta z tego strasznego miejsca. Miałyśmy kilka klatek i większych transporterów, posegregowałyśmy maleństwa żeby miały ze sobą jak najmniejszą styczność. Na początku były w szpitalu w jednej z najlepszych lecznic w warszawie! kociaki przez cały czas były pod opieką najlepszych weterynarzy, doświadczonych i myślących ludzi którzy walczyli o maleństwa z całych sił.
Pierwszej nocy umarł biszkopcik – był bardzo słaby, zresztą wszystkie kociaki które zabrałyśmy były bardzo słabe i bardzo małe. Zostało 8 maluchów. Kilka dni później umarł niestety jeden czarno biały – też był bardzo mizerny i ledwo zipał :/ maluch był ratowany w inkubatorze, niestety nie udało się. Pp zrobiła swoje.
Wszystkie kocieta miały opiekę 24 na dobę, akurat byłam w trakcie zwolnienia więc mogłam poświęcić im cały swój czas. Niestety jednej nocy umarły dwa czarnuszki jeden nietoperek i jeden najmniejszy którego całe rodzeństwo umarło w schronie.
Zostało 6 kociaków – walczyłyśmy dalej. Ze schronu zabrałyśmy kolejne dwa kociaki – większą o kilka tygodni Uszatkę i Gosię. Gosia po testach na pp poszła do innego domu, żeby nie zaraziła się u nas tym syfem – pojawiły się objawy, mimo robienia kolejnych testów na pp i badań krwi okazało się, że malutka też umarła! Ale na co? DT Gosi opisywał jej objawy, wszystko się zgadzało, ale testy wychodziły ujemne.
Maluchy powoli zaczęły wychodzić z pp, kupki się unormowały i zero wymiotów. Wszystkie jadły, bawiły się. Jedynie rudzi zaczął marnieć, był tak wykończony po pp że usnął i już się nie obudził. Maciuś (czarno biały) zachłysnął się jedzeniem i dostał zapalenia płuc… Dosyć długo o niego walczyłyśmy. Niestety nie udało się. Nagle okazało się, że wszystkie maluchy mają gluta i zapalenie płuc! ;((((((
Zabrałyśmy 4 krówki które przyszły do schronu jako piękne kuleczki. Nawet zostały od razu przetransportowane do pomieszczenia gdzie są koty zdrowe! W przeciągu 4 dni ich stan drastycznie się zmienił, zabrałyśmy je. Jeden z kotków był a tak tragicznym stanie, że na następny dzień umarł. Trzy następne były w niezłym stanie, w ciągu następnej nocy umarły dwa, byłyśmy w szoku! Ostatni który już miał normalne kupki umarł parę dni później, w ciągu dnia jego stan się pogorszył i na dzień następny nie dojechałyśmy z nim do lecznicy.
Uszatka wyszła z pp, umarła na zapalenie płuc.
Zabrałyśmy kolejne dwa pingwinki (znalezione pod schroniskiem), ich stan też był niezły, umarły w ciągu dwóch dni!!!!!!
Zostały 3 kociaki – Maryś, i dwa buraski – Maryś miał straszne zapalenie płuc, wszystkie były przez kilka dni w inkubatorze, potem wypożyczyłyśmy koncentrator tlenu i w domu cały czas był włączony. Maryś po 2 dniach nagle zaczął bardzo się dusić. Szybko do lecznicy, płuca lepsze, nacieki poznikały, ale umarł ;(((((
W międzyczasie wzięłyśmy też Hermesa i Amelkę – Herpes już po pp amelka w trakcie. Amelka już super, była odizolowana w innym pomieszczeniu – trzyma się fantastycznie, nawet gluta nie ma! Herpes coraz lepiej ale cukier spada i trzeba go nawadniać, ale kupy też super, maluch mruczy i jest bardzo żywy.
Ostatnie dwa kotki przyjęłyśmy kilka dni temu – to już ostatnie kocięta które zabieramy, więcej nic nie bierzemy mamy dosyć. Jeden z nich właśnie wczoraj umarł w lecznicy, nie miał pp ale był silnie zarobaczony. Odrobaczony bardzo silnym lekiem (nie przez nas) i nie podano mu parafiny, zatruł się toksynami i nie przeżył – DRAMAT
Wszystkie z tych kociaków dostawały Ig pro, lizyne, scanumune/immunodol, synergal, nawadniane z różnymi preparatami i witaminami, dogrzewane. Miały najlepszą opieke jaka można im było zapewnić, najlepszych weterynarzy.
Kończąc…
Wczoraj wyszłam z domu na 4h, pojechałam do robaczka który walczył w lecznicy, załatwiłam caniserin, żeby podać mu na wszelki wypadek. Umarł 20minut po moim wyjściu z lecznicy…. W domu czekały na mnie dwa buraski Tiger i Jacuś, Herpes, Amelka i nowy maluszek którego Sinea nazwała Tygryś… wychodząc z domu wszystkie jadły i były wesołe. Dwa buraski które miały zapalenie płuc (Tiger i Jacuś) wyszły z niego ale walczymy z glutem który robił się coraz mniejszy. Wchodzę do domu a Jacuś nie żyje …….
Wszystkie małe koty które wychodzą z palucha umierają! Przez przypadek dowiedziałyśmy się o kilku takich sytuacjach, że ktoś wziął kota i umierał po kilku dniach. Jedna kobieta wzięła 3 kocięta na raz i wszystkie umarły! Jedna z naszych kotek (zaszczepiona od 4 tygodni) też umarła na to co przyniosłyśmy ze schronu ;(
Wychodzi na to, że wszystko co trafi na palucha i jest małe i nie zaczepione prędzej czy później umrze.
Nie wiem co powiedzieć… żyją 4 maluszki. Tyle walki, tyle pieniędzy… czuję się fatalnie i jestem załamana.











