Dziękuję, dziewczyny.
Gretta, ja też mam tu takie koty, których nie znałam, a które są mi jakoś bliskie. I dwa z nich odeszły w zeszłym roku.

Kojarzą mi się z moimi początkami na forum, z moimi pierwszymi krokami jako kociary etc. Wraz z każdą kolejną śmiercią czułam, że kończy się jakiś etap...
Ostatnio przyszło mi do głowy, że człowiek tak naprawdę nie dorasta, nie traci życiowej niewinności i dziecięcego zachwytu światem, póki nie straci nieodwołalnie kogoś naprawdę ukochanego. Dopiero wtedy dojrzewa. Jest taka książka Susanny Clarke "Jonathan Strange i pan Norrell" (fantasy), z której pamiętam "szkatułkę koloru rozpaczy" - barwę tę właściwie nazwać i rozpoznać mogą tylko ci, którzy przeżywali już prawdziwą rozpacz. Sądzę, że mogłabym ten kolor teraz zobaczyć.

Notabene czytałam tę książkę w 2007 roku, gdy Nesca miała zaledwie trzy lata, a moimi zmartwieniami było to, że na przykład nie przyszła do mnie w nocy na mizianki albo że się z Ramzesem nie dogadają... A tymczasem Ramzes jest tu ze mną, a Neski już nie ma.
Staram się nie myśleć o niej, by móc funkcjonować i czasem jest nawet znośnie, ale wystarczy jakiś okruch wspomnień, choćby właśnie ten ranek, gdy czytałam "Jonathana Strange'a", a ona leżała obok, bym się prawie rozkleiła.
Jutro z Małą do weta.