Pamiętacie ? - na poprzedniej stronie pisałam o dwóch tymczasach i że ten jeden znalazł dom.
W piątek znajoma (ta u której kocinka zamieszkała) przywiozła mi maleństwo, bo jechała na wesele. Kociątko wymiotowało, więc odrazu poszłyśmy do weta. Kiciul dostał lekarstwa i został pod moją opieką.
Wczoraj znów pobiegłam do weterynarza, bo kocio słabiutkie, ale nie wyglądało to najgorzej. Kitusiowi spadła temperatura. Wykazywał zainteresowanie zabawą. Sam pił.
Poszliśmy razem spać. W nocy poczułam jak schodzi z łóżka. Myślałam, że do kuwetki albo do miseczki. Rano znalazłam kiciunia pod szafą. Wyjęłam delikatnie. Chciałam podać wodę i lekarstwo... Kiciuś nie chciał już przełykać. Zadzwoniłam więc do Modjeski. Wlała we mnie trochę nadziei. Szybko zaczęłam się zbierać, żeby jechać do weterynarza. Nie zdążyłam.
Kiciątko odeszło na moich rękach... [']















