Mała dostała imię - ponieważ dzisiaj z Bartkiem-njordem oglądaliśmy Casablankę, nadaliśmy jej imię Ilsa. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, miałam takie okropne przeczucie, że ona nam zaraz, w drodze do weterynarza, umrze i nie chciałam jej na początku nadawać imienia (tak trochę żeby się nie związać z tym maleństwem...). Nieszczęście z niej straszne, mam ciągle wiele, wiele obaw.
Kicia mimo wszystko (może jednak dzięki nadaniu imienia?

)poczuła się jednak lepiej, wcześniej tylko leżała, teraz już siada, wydaje się być trochę bardziej ożywiona. Nadal jednak jest bardzo słaba. A wygląda... wygląda... tego naprawdę nie da się opisać.
Bardzo proszę o wyjątkowo ciepłe myśli dla kitki, żeby się jej udało, żeby jednak wyżyła, żeby była w stanie się z tego wygrzebać... Boję się myśleć, co ją mogło spotkać... I jak straszna śmierć ją czekała tam, w rowie, pożerana przez te wszystkie larwy...