Weekendowy raport łapankowy - sobotaPlanowałyśmy z Miodali bladym świtem podjechać na Plac Zwycięstwa, we dwie - do prawda do łapanek wystarczy jedna, ale tam okolica taka sobie, w dwie raźniej. Pobudka 4.00 – i rozczarowanie, śnieg. Pewnie koty nie wyjdą, zrezygnowałyśmy.
Ale w porze późnośniadaniowej zadzwoniła Ewa, która koniecznie chciała zajrzeć na jedno takie podwórko na Nawrot - z tego podwórka zabierano kilka miesięcy temu kociaki, podwórkowe stadko miało być ciachnięte - i Ewa poszła sprawdzić. W rezultacie zadzwoniła, że do cięcia są wszystkie podwórkowe koty w ilości trzy - bure płci nieznanej, jedno z nich kuleje i jest mało dzikie, w piwnicach podobno od kilku dni czai się coś nowe wielkie czarne i wypasione - może kocur, który komuś zginął. A ona siedzi u p.Basi karmicielki i ma zawinięte w ręcznik na kolanach coś niewielkie rude, co pojawiło się na podwórku jakieś 2 tygodnie temu.

Podjechałam - rude z białym to wystraszona 5-ciomiesieczna dziewczynka, już po przeglądzie wet..
Zdjęcie zostanie uzupełnione.
Na wieczór umówiłyśmy się na łapankę - środek dnia miałam już zaplanowany.
Wieczorem błyskawicznie złapały się dwa bure, jeszcze niezidentyfikowane:

trzecie kulejące zdecydowanie nieufnie traktowało klatkę. Zrobiło się późno - więc tradycyjnie popędziłam do lecznicy, Ewa z karmicielką zostały na posterunku. Zostawiłam koty, wracam, co światla dzwonię, czy już, bo jak się nie złapało, to jadę do domu, a klatka niech czeka do jutra. Nie, znów nie, i znów nie – i czekaj, jest, szybko przyjeżdżaj. Nie jest dzika, lekarze nie znaleźli widocznej przyczyny jej kuśtykania. Potrzebuje dt / ds.

Ewa przeszukała piwnice, na ile to było możliwe - wielkiego czarnego nie widziała, nie słyszała. Pani Basia karmicielka ma się za nim rozejrzeć - chwilowo jest (jeśli jest) jedynym kotem na tym podwórzu.