W kwestii sprawdzenia to szczerze mówiąc wątpię że w lecznicy by się do takiego czegoś przyznali.
A co do leczenia Jano to czy to że koty nie dostały przeciwciał (jeśli nie dostały) to wina Never, czy jednak weta?
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Jana pisze:Marcelibu pisze:magdyska25 pisze:Nie chciałam się wypowiadać na tym wątku ponieważ uważam że nie potrzebnie to wszystko "wyszło". Ale jeżeli dotyczy to mnie i mojej tymczasowiczki napiszę jak było:
-pojechałam na Białobrzeską o godz. ok.10-10:30, na miejscu byłam o ok.12 (jeżdżę środkami komunikacji miejskiej).
-poprosiłam o pomoc w zrobieniu zastrzyku dożylnego (myślałam że jak to widziałam jak się robi sama będę potrafiła...ale niestety jak miałam to zrobić przeraziłam się i dlatego pobiegłam do weterynarza).
-usłyszałam że nie zostanę przyjęta ponieważ nie została uregulowana jeszcze kwota z poprzedniego dnia
-miałam na tą wizytę ale niestety nie miałam aż tyle aby pokryć wizytę poprzednią i tą teraźniejszą
- nie liczyło się to że kotka musiała dzisiaj dostać zastrzyk...ani to że jest ciężko chora
- chcę Ją uratować, chce aby żyła ale niestety nie śpię na pieniądzach, mam bardzo trudną sytuację w domu.
Tak właśnie było. Nie chce nikogo oceniać ale z lekka się zdenerwowałam, przez całe miasto jechałam z chorą kotką aby odmówić mi wizyty.....
Może ja przypomnę, o co tak właściwie chodzi w wątku. Świadek napisał...
Tak, ale ów swiadek już nigdzie nie napisał, że kocięta z panleukopenią były głaskane gołymi rękami, przytulane w recepcji i w gabinecie.
Świadek nie napisał również, że kociak został by przyjety po dogadaniu się telefonicznym z osobą decyzyjną, co zresztą napisała sama NeverNever pisze: Dopiero po dodzwonieniu się do szefowej kliniki, ustaliłam z nią, że koteczka zostanie przyjęta... ale zanim to się udało, koleżanka po tym, jak odmówiono jej drugi raz przyjęcia, pojechała do domu...
Patsy pisze:Tak odnośnie tego, że nie wiesz, który lekarz i która techniczka zachowały się tak nieprofesjonalnie - na stronie lecznicy są zdjęcia wszytskich pracowników i rozpiska dyżurów wetów - może w ten sposób łatwiej będzie sobie przypomnieć, kto to był?
Bo ja tylko tam chodzę - i chciałabym wiedzieć, kogo mam ewentualnie unikać - jeśli to wszytsko wydarzyło się naprawdę...
espana pisze:aniuposz zacytowałam ten fragment bo był wedlug mnie kluczowy. Jak można po jednej sytaucji przekreślić ciąg pozytywnych doświadczeń. Jeśli dotyczy życia niewinnej istoty można.
Nie wiem czy nie zrozumiałas, czy to celowe zachowanie
Jana pisze:
Ja mam pojechać? Rozmowy telefoniczne z osobami bezpośrednio biorącymi udział w zdarzeniu nie wystarczą? Jeszcze raz podkreślam - znam wypowiedź drugiej strony, nie tylko to, co pisze Never.
Jana pisze:Ok, to ja czekam na zdjęcie, które ma być dowodem. I na wypowiedź świadka.
Jana pisze:Oraz na informację, czy te kociaki w końcu dostały leki ratujące życie, czy nadal są leczone tylko objawowo.
espana pisze:W kwestii sprawdzenia to szczerze mówiąc wątpię że w lecznicy by się do takiego czegoś przyznali.
espana pisze: A co do leczenia Jano to czy to że koty nie dostały przeciwciał (jeśli nie dostały) to wina Never, czy jednak weta?
Never pisze: Wczoraj pojechałam tam z kotkami ze schroniska - podejrzenie panleukopenii.... Były leczone w domu, ale chcieliśmy zrobić badania krwi + może dostać jeszcze jakieś wskazówki....
aniaposz pisze:espana pisze:aniuposz zacytowałam ten fragment bo był wedlug mnie kluczowy. Jak można po jednej sytaucji przekreślić ciąg pozytywnych doświadczeń. Jeśli dotyczy życia niewinnej istoty można.
Według Ciebie był kluczowy. A według mnie (i zgodnie z moimi pierwotnymi intencjami) stanowił konsekwencję poprzednich i z nimi tworzył integralną całość. Cytować można cokolwiek, byle mieć w pamięci kontekst. Inaczej wszelka dyskusja staje się ciągiem wzajemnych uników i wykpiwań. .
aniaposz pisze:espana pisze:Nie wiem czy nie zrozumiałas, czy to celowe zachowanie
Dlaczego w ten sposób stawiasz sprawę, sugerując, że jednak może to być moje celowe zachowanie? To jest nie fair. W jednym z wątków przyznałaś, że jakiekolwiek przekonywanie do zmiany zdania jest brakiem szacunku. Twoje prawo tak uważać.
Marcelibu pisze:Jana pisze:Ok, to ja czekam na zdjęcie, które ma być dowodem. I na wypowiedź świadka.
Już była.
Marcelibu pisze: Jedno pytanie: Jak to "czekasz"? Czy Ty jakimś sędzią tu jesteś?
Marcelibu pisze:Jana pisze:Oraz na informację, czy te kociaki w końcu dostały leki ratujące życie, czy nadal są leczone tylko objawowo.
Może Never już sie nie chce z Tobą gadać? Może swoim zachowaniem sprowokowałaś taką sytuację? A koty ucierpią.
Bierka pisze:Patsy pisze:Tak odnośnie tego, że nie wiesz, który lekarz i która techniczka zachowały się tak nieprofesjonalnie - na stronie lecznicy są zdjęcia wszytskich pracowników i rozpiska dyżurów wetów - może w ten sposób łatwiej będzie sobie przypomnieć, kto to był?
Bo ja tylko tam chodzę - i chciałabym wiedzieć, kogo mam ewentualnie unikać - jeśli to wszytsko wydarzyło się naprawdę...
Może warto byłoby, aby Never i Jana spotkały się na neutralnym gruncie (Jana pisze, że zna sytuację od strony Lecznicy) i wyjaśniły ten niemiły incydent?
Ta dyskusja, wg mojej oceny, zaczyna wymykać się spod kontroli. A wszystko to może źle zaciążyć na opinii Białobrzeskiej. Ja mam dobre zdanie i o technikach i o lekarzach (mam swoich sprawdzonych przez moje kociaste) z tej lecznicy.
Marcelibu pisze:
Może Never już sie nie chce z Tobą gadać? Może swoim zachowaniem sprowokowałaś taką sytuację? A koty ucierpią.
Jana pisze:Marcelibu, nie osmieszaj się. Bo zaraz się okaże, że jeżeli kociakom coś sie stanie, to przeze mnie![]()
tajdzi pisze:Marcelibu
rozumiem twój żal, ale pamiętaj, że nie wszystko jest czarno-białe
Forum jest po to, aby dyskutować
ale dyskusja nie obejmuje oczerniania niepopartego dowodami.
Ja na prawdę nie mam nic do Never, nie znam nikogo takiego, nie czytam od dawna wątków na forum, choć czynnie uczestniczę w pomocy zwierzakom, więc nie jestem uprzedzona czy co tam kto może sądzić, że jestem. Ja zaprzeczam temu co pisze Never, bo NIGDY przy współpracy z Białobrzeską nie zdarzyło mi się coś podobnego, a to, jak poważnie trakowane jest podejrzenie panleukopenii, może potwierdzić większość forumowiczów mająca do czynienia z tą chorobą
To co pisze Never nie trzyma się kupy
I może mieć negatywne opinie o tej lecznicy, owszem. Mnie się marzy żeby być przyjmowanym na określoną godzinę, a nie stać w kolejceale NIE OCZERNIAM lekarzy, bo mi się to nie podoba
Jeżeli już mam jakieś zarzuty, powinny być poparte dowodami
Na razie, nikt oprócz świadka Never, nie potwierdza jej historii
Zdarzenia i opisy mocno się zmieniają od początku otworzenia wątku
Póki co wyszło na to, że są koty, ale ich nie ma, są w kontenerku, ale głaskane na ladzie przez recepcjonistkę uprzedzoną o panleukopenii, lada nie jest wysoka, ale jest wysoka, koty są ciężkie, więc nie są podnoszone, ale są małe, więc skupione są przy kratce kontenerka, podczas badania w gabinecie byli chyba wszyscy lekarze z lecznicy, łącznie ze wszystkimi asystentami, lekarze byli w rękawiczkach, ale je zdejmowali żeby brać leki z półki, ale potem dezynfekowali stoły....
Pogubiłam się.
Never, to na prawdę poważne zarzuty. wydajesz się być świadoma co to jest panleukopenia, ale leczysz koty przez telefon, a do lecznicy jedziesz w ostatniej chwili. Masz żal o nieudzielenie kredytu, potem gdzieś (gdzie?) koty znikają i pojawiają się rano.
No mnie się to po prostu nie trzyma kupy jak nic
i martwię się bardzo, bo ucierpi na tym lecznica, lekarze, KOTY które są w ten sposób leczone, pewnie jeszcze inne koty mające z nimi kontakt...
to nie są przelewki
Panleukopenia to cholernie podstępna choroba i trzeba mieć świadomość tego co się robi.... nie tylko w lecznicy....
nadal czekam na odpowiedzi na przemilczane pytania
espana pisze:A czy ja gdzieś z tego fragmentu kpiłam?
Aniu doszukujesz się moich złych intencji, których nie mam.
Galla każde przekonywanie do zmiany zdania oznacza brak szacunku do tego zdania. W każdej sprawie. Jeżeli ja przekonują opiekuna kota do zabezpieczenia balkonu to znaczy że nie szanuję jego zdania że kot jest bezpieczny.
Aleksandra59 pisze:Jana - a co da Ci zdjęcie kota i rąk aplikujących kotu zastrzyk/kroplówkęNever pisała, że zamieszczenie tego zdjęcia - to żaden "DOWÓD".
Rozumiem - po obrączkach/pierścionkach/pieprzykach/pomalowanych paznokciach/stanie paznokci/stanie zniszczenia rąk - będziesz identyfikowała osoby pomagające kotu umieszczonemu na zdjęciu. I co pojedziesz do lecznicy i będziesz ręce wszystkich wetów, techników i recepcjonistek focićNie lepiej inaczej - tak jak już kilka osób proponowało - wyjaśnić sprawę
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Rogersoimi i 66 gości