Ja chodzę od wczoraj najeżona, a cierpienie tych zwierząt śniło mi się w nocy. Nie lubię org prozwierzęcych od dawna, od dawna wspieram jedynie Psa na Zakręcie, Powszechną Sterylizację i jeszcze Fundację Adopcje Malamutów, bo inne nadużyły mojego zaufania. Do tej pory myślałam, że ta straż jest w porządku, obecnie skreśliłam ją z listy. A to oznacza, że wszystkie lubelskie straże i fundacje są na mojej czarnej liście... to jest przerażająco smutne.
Ewentualnie mogę jeszcze porozmawiać z Fundacją Zea, ale raz, że nie wiem czy mają taką władzę, by robić interwencje, a dwa darzę ją chłodną sympatią. Sympatią, bo cenię ją za to, co robi, ale nie znam tam nikogo, na kogo można by się powołać, nie wiem czy wysłuchają jakiejś Tyśki...
Jasne, możemy pojechać tam jeszcze raz, próbując porozmawiać i zawożąc karmę, ale jak już ktoś wspomniał, nikt nie będzie karmił zwierząt, które mają właściciela. Raz, że na tę karmę czekają bezdomniaki, a nie czyjeś koty i bardziej na nią zasługują (wiemy, że takie jedzenie da szansę futrom na przeżycie i zmianę losu), a dwa, że ja wychodzę z założenia, że jak pomagać to mądrze. Karmienie i opieka wet należy w gestii właściciela, a kiedy my będziemy jeździć tam i odwalać robotę za tych ludzi to nie nauczymy ich niczego nowego oprócz tkwienia w swojej bezradności i dalszego traktowania w ten sposób zwierząt (swoją drogą, każdy z Was by chciał zostać nagrodzony w ten sposób, że ktoś za Was wydaje pieniądze na futrzaki, karmi, zawozi do weta, a Wy jedynie głaszczecie futra i pachniecie). Jestem za tym, by dawać wędkę, a nie rybę. Czasem brak pomocy jest większą pomocą. Jasne, będzie to kosztem zwierzaków. Zdaję sobie sprawę, że jak przestaniemy tam jeździć to najprawdopodobniej te koty znikną, bo po prostu zabierze ich choroba lub zostaną zagryzione przez psa sąsiadów, a pojawią się kolejne, a potem kolejne... bo łatwo teraz dostać zwierzaka za darmo, jest to "towar" łatwo dostępny.
Być może jest jeszcze cień szansy, żę gdy zawieziemy tam karmę to zgodzą się na ultimatum: pomagamy Wam ze zwierzakami, ale Wy musicie tego chcieć. To Wy dbacie o weterynarza, o właściwą opiekę tych zwierząt. Lub zrzekacie się zwierząt. Jak nie, to koniec ze świętym mikołajem i dbaniem o wasze zwierzęta. Ale na dobrą sprawę nasza pogadanka na koniec może niewiele zdziałać... na niektórych działa (bo heloł, nagle będzie trzeba samemu karmić zwierzaka, karma nie przychodzi z nieba), ale czasem nie zmienia to nic... ale może jednak coś... jeśli podejmiemy decyzję, że już nie jedziemy tam więcej to zawsze można spróbować porozmawiać... ale najlepiej by najpierw nam zaufali, bo obcego kto będzie słuchał...
------------
Cieszę się, że chociaż Blusik miałby DS. Trzymam za to kciuki, bo zasługuje na to kocinka

.
Już zaglądam na wątek futrzaków, które pojechały do andzi.